Głupek - Rozdział XXXIX

Rozdział XXXIX

    Nie wiedział, czy mógł nazwać to wojną, ale dla niego tym właśnie było to starcie. Pierwsza bitwą nowej wojny, pierwsza i, miał nadzieję, ostatnią. Dlatego też wchodząc na piedestał, przysiągł sobie, że nie zmusi nikogo do uczestniczenia w wojnie. Zapytał więc, lekkim, zdecydowanie nie pasującym do sytuacji wręcz dziecięcym głosem:

    - Czy zechcecie mi towarzyszyć? - Zdziwił tym wszystkich tych, którzy go nie znali. Mężczyźni i kobiety podnieśli ręce. Nie było nikogo z wioski wiru, kto będąc doświadczonym, nie podążył by za swoim przywódcą. Sunogakure, które zebrało się specjalnie na tę okazję w ich wiosce, nie wiedziało co ma robić. - Ci którzy chcą stanąć u mojego boku do walki, niech podniosą ręce. Ci, którzy wolą walki uniknąć, niech pozostaną bez ruchu.

    Stopniowo tłum zaczął podnosić swe ręce. Odeszli tylko niektórzy, ale Naruto nawet nie próbował ich przekonywać. Uśmiechną się i podziękował za to, że przyszli go wysłuchać.

    To nie był rozkaz, więc nikt z nich nie myślał walczyć.

    W końcu wydał rozkaz o rozejściu się, a sam ruszył do swojego biura. Usiadł na krześle i utkwił wzrok w lisie. Lisie który dziwnym trapem wiedział więcej, niż powinien na temat organizacji i który dziwnym trafem zjawił się w wiosce gdy tylko porwano jego druga część.

    - … Wiem, że już wiesz, że wiem, potrzebuję jedynie potwierdzenia. - Byli sami. Iruka znikną z Hatake, jego rówieśnicy byli pod nadzorem Yuko na patrolu, a Jiraiya ruszył do wioski zdać raport. - Jesteś członkiem Akatsuki, prawda?

    - Nie mylisz się. - Wymamrotał lis. A tak bardzo chciał zaskoczyć blondyna…

    - Dlaczego?

    - Mówi się, że najciemniej jest pod latarnią. Mimo, że chowanie uszu i ogonów ogranicza moje zdolności do minimum, nadal jestem nie najgorszy, jeśli chodzi o moc. Więc postanowiłem samodzielnie nadzorować ich poczynania. - To był idiotyczny plan, ale jednocześnie naprawdę dobry. Nikt nie wpadłby na to, że dziewięciooniasty jest niekompletny, nikt nie pomyślałby, że lis dobrowolnie wpadnie w ręce wroga. - Jeśli coś jest głupie i działa, to znaczy, że nie jest głupie. Plan był ryzykowny, ale zabawny a mi ostatnimi czasy doskwiera nuda.

    - Dobrze... - zaczął - Dobrze, że jesteś.

    - To wszystko, co masz zamiar powiedzieć? - Naruto nie zrozumiał, ale te słowa przykuły jego uwagę. Przemyślał więc wszystko dwukrotnie i lekko zaczerwieniał z zakłopotania. No tak, naprawdę był głupi. Miał przed sobą źródło wiarygodnych informacji, ale myślał jednie o tym, że lis z nim był. Odchrząknął i otworzył buzie z zamiarem zapytania rudowłosego o cokolwiek. Nie zdołał, ponieważ lis z niewyjaśnionych powodów go pocałował. "Dlaczego?" zapytał niemo, ale chwilę później zrozumiał. Lis zabrał go do swojej podświadomości, a by lis mógł to zrobić potrzebowali kontaktu fizycznego co, natomiast, wyjaśniało pocałunek. Nie, nie wyjaśniało. Naruto chwycił się za usta, to do dalej nie wyjaśniało! Dlaczego go pocałował! Mógł jednie dotknąć jego ręki! - Oj, przestań zachowywać się jak dziewica. - Naruto spojrzał na niego spod przymrużonych powiek. - Tak, oczywiście mogłem to zrobić nie całując cię, ale uznałem, że tak będzie zabawniej. Och, przestań panikować, przecież zawsze chciałeś mnie pocałować.

    - Nie ciebie, znaczy, nie tą część ciebie. -Powiedział zakłopotany. 

    - Wiem. - Odparł Lis jakby struty. Otrząsną się kilka uderzeń serca później, patrząc na blondyna z lekkim uśmiechem. - Siądź, pozwól, że ci pokażę. 

    I Lis przywołał swoje wspomnienia, a Naruto oglądał je dokładnie jedno po drugim dowiadując się co raz to ciekawszych faktów. Członków Akatsuki było w sumie szesnastu i wszyscy byli niepoważnie silni. Młody przywódca wioski bez wahania skreślił trójkę, jako że znał ich i wiedział, że nie będą się z nim walczyć. Orochimaru, który zasadniczo nie był już częścią Akatsuki, można by łatwo przekupić, jeśli Naruto zapewni mu miejsce w którym mógłby się osiedlić i obieca dostarczanie mu materiałów do jego badań, wężowy sennin nie tylko się nie wtrąci, ale i pomoże blondynowi w wygranej. Itachi, drugi z jego listy, był szpiegiem wioski liścia, który ponad życie kochał swojego brata. Syn Minato miał okazję go spotkać i wiedział, że ten będzie zbyt zajęty dawaniem się zabić własnemu bratu i nie weźmie udziału w bitwie. Ostatnim z trójki wykreślonych był Kurama, a dokładniej jego część, która postanowiła użyć imienia "Naruto" gdy przedstawiała się organizacji. 

    - Bardzo zabawne. - Powiedział widząc, jak lis zwija się ze śmiechu patrząc na jego niezadowoloną minę. 

    - Tak, nawet nie wiesz jak bardzo. Dam ci małą radę, powinieneś posłać Hatake, by ten zajął się Tobim, prawda może go zaboleć, ale to w końcu prawda. - Powiedział poważnie i spojrzał w bok. - Jeśli nie weźmiemy pod uwagę moich braci i mnie samego, mogę powiedzieć ci, jak powinieneś rozstawić ludzi... Tak więc Konan, cóż, nie sądzę, by dalej chciała uczestniczyć w tym cyrku. Młoda Hatake i jej drużyna powinni wystarczyć. Radził bym jedynie, byś posiał z nimi na wszelki wypadek trzy T i trzy K, co do Nagato... sądzę, że Hioshi i Amano będą odpowiedni. Jeśli chodzi o Zetsu, powinieneś znaleźć jakiegoś odpowiedzialnego przywódcę i posłać przynajmniej setkę ludzi, a jeśli chodzi o Kisame...

    - Powiesz mi później, najpierw muszę zabrać naradę. - Po dwóch dniach, plan wstępny był gotowy, ale nie bardzo możliwy do realizacji. Mieli dwustu ludzi, a potrzebowali przynajmniej czterystu. To mogło brzmieć Absurdalnie, ale obecnie Akatsuki było wstanie pokonać pięciuset zwykłych Ninja i walczyć dalej, więc by zminimalizować ilość ofiar, którą oszacowano na ponad połowę zebranych ochotników, potrzebowali więcej ludzi. 

    - Gdzie ten żabi zbok?- Yuko weszła do jego gabinetu i nie zważając na etykietę chwyciła sennina za koszulę. - Czy możesz mi łaskawie wytłumaczyć, co pół tysiąca ninja robi na moim podwórku?! 

    - Przyprowadziłeś pięciuset ludzi i nic nie powiedziałeś? - Byli dobrzy, albo Naruto był zbyt zmęczony, bądź co bądź, nie wyczuł ich gdy wchodzili do wioski. 

    - Nie miałem czasu... 

    - Pięć Klanów Pozdrawiam szanownego Uzunokage. - "Gorsza" część Kuramy przejęła obowiązki jego prawej ręki i wykonała pozdrowienie, po czym bez zawahania pociągnęła go za radą do pokoju narad, usadowiła na krześle i pozwoliła zasypać pytaniami o nagły tłum pod jego domem. 

    - Nie jestem z tego dumny, ale sam dowiedziałem się o tym przed chwilą, jak mniemam, to wsparcie z Konohagakure. - Sensei jego ojca przytakną. - Na pewno będą walczyć? Czy ja... no wiesz, nie obawiają się mnie?

    - Czego mają się obawiać? Mogą na początku nie chcieć z tobą rozmawiać, ale wszyscy którzy tu są sami zdecydowali, by pomóc synowi ich bohatera. - "Syn bohatera" nie "Głupi demon", blondyn to zauważył. Wiedzieli już kim był i zapewne kilkukrotnie przemyśleli to, czy mu pomóc, ale to, że się na to zdobyli zawdzięczał pewnie jego ojcu. 

    - Wspaniale, w takim razie... - Kurama spojrzał na Naruto. - Uczynię cię w pełni sprawnym. 

    - Co masz na myśli...?- Zaczął, ale widząc, jak Kurama wyjmuje swoje oko automatycznie zmienił ton. - Co ty robisz?!

    - Nie widać... ah no tak, nie widzisz zbyt dobrze z jednym okiem! - Zauważył, wszystkie spojrzenia nagle zostały na nim skupione. To była prawda, nie widział dobrze, nawet, jeśli mówił co innego, nawet jeśli minęło tyle czasu... - zamierzam oddać ci moje oko.

    - Nie mogę go wziąć, jeśli nie będziesz miał oka... - Lis wiedział do czego chłopak zmierzał.

    - Owszem, jesteśmy jednością, ale to, że ja stracę oko, nie znaczy, że i on je straci. - Warkną patrząc na Naruto z lekkim bólem, nie martwił się o niego, a o jego drugą część. Oczywiście byli jednością, ale nie znaczyło to, że nie mieli różnych umysłów i różnych uczuć. - Zresztą, już je wyjąłem, zbyt późno na zastanawianie się co jeśli...

    Powiedziawszy to uderzył chłopaka w sztuczne oko tak, by szklana gałka odbiła i wypadła. Później pociągną go za włosy i uśmiechną się. 

    - Przyswojenie oka po tak długim czasie może być trudne, powinniśmy zawołać jakiegoś dobrego medyka i... - Jiraiya przerwał swój wywód widząc, że Kurama spoliczkował chłopaka chyba tylko dla zasady po czym nie szczędząc siły włożył swoje oko w miejsce szklanej kulki.

    Blondyn czuł jak gorąca czakra lisa wdziera się do jego organizmu i zaczyna krążyć w okolicach nowego oka łącząc zerwane i po części zniszczone nerwy. Po chwili był w pełni sprawny, nawet lepiej, widział więcej niż widział przed utratą oka. 

    - D-dziękuję. - Wydukał dotykając powieki, a później jego ręka zjechała na policzek. - jednak, jeśli mogę zapytać, dlaczego...?

    - Ach, to... - Nie mógł mu powiedzieć, że to kara za to, że martwił się tylko o jedną połowę. - Tak było zabawniej. 

    - Jasne. - Wymamrotał po czym delikatnie się uśmiechną. - Naprawdę dziękuję, Kurama.

    - Cicho już, głupi smarkaczu, nie zrobiłem tego dla ciebie. - Obydwoje wiedzieli, że było inaczej. - Teraz możemy iść ratować moją głupszą część.

    - Tak, czas najwyższy. 




Komentarze