Głupek - Rozdział III

Rozdział III



Blondyn bez krzty współczucia oglądał, jak Kurama poddusza dwóch anbu na raz. Nie obchodziło go, co się z nimi stanie, nie posiadał już empatii do żadnego anbu wioski liścia, nie po tym co mu robiono, już jako dziecko przestał kochać to, za co yondaime, bohater i zarazem jego ojciec, oddał życie oraz kochał całym sercem. Ci którzy mieli go wspierać i kochać, nienawidzili jaki i poniewierali nim. Za to ten, który miał pragnąć zniszczyć go i przejąć nad nim kontrolę, chronił oraz opiekował się niebieskookim. Będąc w takiej sytuacji trudno było stanąć po stornie wioski liścia choć chłopiec z całych sił pragną przekonać siebie, jak i lisa, że muszą chronić te wioskę bez względu na wszystko. 

- Jak poszedł test? - Nie dostał odpowiedzi, milczenie uderzyło w niego niemalże tak mocno, jak wspominania z czasu sprawdzianu. Ale nie wspominania były ważne, ważne było milczenie. - Sensei...

- Milcz, dzieciaku. - Coś w jego głośnie wskazywało na wściekłość, ale oczy, oczy wyrażały głęboki smutek. Kurama z bólem obejrzał rany chłopca, nie mógł go jeszcze uleczyć, ale był pewien, że ma on złamane żebra i kilka ran ciętych.- Przepraszam.

Nie miał ku temu powodu, nie musiał tego robić bo nie była to jego wina. Ale mimo wszystko przeprosił. Chłopiec poczuł ukucie, jego słowa zabolały mimo, że były przeprosinami. Może to właśnie dlatego bolały.

- Dlaczego? Dlaczego Przepraszasz? - Chłopcu zebrało się na płacz, ale żadna łza nie opuściła oka, nie teraz, zaraz zjawi się tu Hatake, jego czakra była co raz bliżej nich. Blondyn nabrał kilka płytkich oddechów. - Kurama, nie jesteś winny ich nienawiści.

- Milcz. - Chłopiec nie przystał na prośbę. - Zamknij się już! - Krzykną z goryczą, blondyn nie widział już jego twarzy, ale był pewien, że jedyne co na niej teraz gości to smutek. Ton głosu z jakim wypowiedział powyższe słowa potwierdzał jego przypuszczenia. - Kaszalot jest już blisko.

Kaszalot? Chciał zapytać dlaczego miedzianowłosy nazwał tak jego nowego mistrza, ale nie chciał już bardziej drażnić lisiego demona. Siedział więc cicho wracając myślami do jego wujostwa biegnącego tu z nienaturalną szybkością. Drogę, którą normalni podróżni przebywali w kilka dni, oni zakończą w dzień, był tego pewien, dwadzieścia cztery godziny powinny wystarczyć. Nie wiedział do końca gdzie ich przenocuje, ale nie martwił się o to, wbrew pozorom, byli Ninja, radzili sobie w gorszych przypadkach.

- Naruto? - Szarowłosy mężczyzna przerwał natarczywą ciszę, jego ręce trzęsły się lekko, a wzrok niespokojnie krążył po poobijanym ciele chłopca, w końcu zatrzymał się by spojrzeć na lisa. Jego teraz zlustrował spojrzeniem gotowy do ataku. - Odsuń się Naruto.

Blondyn poderwał się gwałtownie, jednak upadał chwilę po tym pozwalając swoim emocjom odbić się na poharatanej twarzy. Boli go, boli go tak bardzo, że nie może się powstrzymać i wykrzywią z bólu by zaraz potem nabrać odwagi i zignorować piekące uczucie. Ukrywa drżenie oddechu gdy odstawia dłoń od pomarszczonej, bolącej twarzy, by uśmiechnąć się i zignorować narastające uczucie wyobcowania. Naruto ściska pięść, a jego kostki zbielały gdy spod paznokci wycięła krew. Oddychał dość niemrawo, ale znów zrzuca to na klony które wcale nie próżnują i z bolesna nutą wykrzykuje uśmiechnięty, wcale nie radosne, słowa: "On mi pomógł, Dattebayo!" Zmusza swoje ciało do wstania, ale coś w jego wnętrzu powoduje ból, a chwilę później chłopiec nie panuje już nad swoim ciałem. Chciał stanąć przed zamaskowanym przyjacielem, ale z jakiegoś powodu poczuł niewyobrażalny ból w płucach. Kilka razy kaszlnął krwią, a gdy jego ciało całkowicie upadło na zimny beton zaczął dławić się wydzielana czerwoną cieczą. Lis upadł na kolana przechylając głowę nastolatka by ten mógł odzyskać oddech. Jego rany nawet z jego pomocą leczyły się zbyt powolnie by stwierdzić czy chłopiec przeżyje. Miedzianowłosy chwycił go przytulając do siebie. Blondyn spojrzał na Hatake z błaganiem w oczach, doskonale wiedział, że lisi demon nie może użyć czakry więc nie może dojść do pojedynku. 

- Kakashi-sensei, o-on mi pomógł, ugh, prosz-zę nie rób mu krzywdy. - Starał się skleić zdanie gotowy błagać. Ledwo żył, jego puls był nikły i niesamowicie powolny. Stracił zbyt dużo krwi by być w stanie zrobić cokolwiek, ale mózg chłopca dalej pracował, a w jego umyśle krążyło jedno zdanie. "Nie może dojść do pojedynku".  Mając to na uwadze w każdej chwili gotów był paść przed szarowłosym sensei'em na kolana i błagać. To nie byłby pierwszy raz i pomimo, że Hatake wydawał się troszczyć o chłopca, niebieskooki brał pod uwagę, że może być to kolejna maską, że tak naprawdę i on może zacząć wyzywać go od demonów. To też nie byłby pierwszy raz, gdy ktoś mu tak zrobił.

- Kim jesteś? - Kakashi nie spuszczał wzroku z Kuramy, ten sięgną do wewnętrznej kieszeni swojej yukaty i rzucił Kakashiemu list, nie ukrywał, że celował w twarz, który miał pokazać przy wejściu do wioski. Hatake zmarszczył brwi czytając kolejne linijki tekstu. - Jesteś z towarzyszami?

- Jeszcze tu nie dotarli. - Usłyszeli jak coś pęka, lis instynktownie spojrzał na Naruto oglądając, czy jego rany goją się prawidłowo. Przeklną soczyście patrząc z wściekłością na byłego anbu, ten nie mógł zobaczyć jego irytacji przez maskę, ale czuł jego przygnębiającą potęgę. Posłaniec wioski ukrytej w wirze wydawał się być wściekły. - Jesteś jego nauczycielem, prawda?

Kakashi przytakną.

- Nie wiem, czym zawinił im ten chłopiec, ale sądziłem, że Ninja Konohagakure są bardziej taktowni. - Kopiujący Ninja zacisną pieści, ale nie odezwał się mimowolnie przyznając mu rację, czy tego chciał, czy nie, anbu zeszło na psy i teraz nie mógł nic na to zaradzić. Było na to za późno. Hatake podszedł do chłopca starając się go nie wystraszyć, trzymał ręce na widoku zapewniając go tym samym, że nie ma złych intencji. Drogę zagrodził mu lis który zrobił to bardziej odruchowo niż w obawie. - Nie ufam ci. - Warknął po czym zreflektował się szybko: - ale pozwolę Ci towarzyszyć nam w drodze do jego mieszkania, jego rany leczą się przerażająco dobrze, ale mimo wszystko lepiej będzie jeśli teraz zaśnie. Poniosę go. - Wybrną z niezręcznej sytuacji jaką stworzył i, by chłopiec nie zaczął ruszać się w geście protestu, pozbawił nastolatka przytomności jak najdelikatniej umiał.

Były uczeń Minato po raz kolejny zmarszczył brwi i wystawił ręce jakby spodziewał się, że mężczyzna zmieni zdanie. Przybysz fukną, dając mu do zrozumienia, że to on będzie nieść chłopca, tak jak wcześniej zaznaczył, a kaszalot potrzebny jest mu tylko do wskazania drogi. Szli w ciszy, przygnębiającej i zabójczej. Mieszkańcu co krok obrzucali ich spojrzeniami nienawiści, ale nie były one skierowane do ich, lecz do chłopca. Naruto uśmiechał się lekko przed sen dając do zrozumienia, że obecność lisa dobrze na niego działa i zapewniając przy tym Kurame, że wszystko jest w porządku, że nie musi się martwić, ani mścić jeszcze bardziej. Dalsza zemsta równała się z zabiciem paru osób w tym Hokage, który nie potrafił upilnować swoich tajnych oddziałów. Cóż, istniała obawa, że tym razem dziewięciogoniasty wybije wioskę z własnej woli. Najbardziej zabawne było to, że Naruto żałował by bardziej zszarganego sumienia Lisa niżeli wioski. Kakashi przyglądał się wszystkiemu bez słowa, to było okropne, wiedział, że niektórzy mieszkańcy mogą nie tolerować chłopca, ale to, tego było za wiele. Szli więc w ciszy która syn białego kła przerwał dopiero pod mieszkaniem nastolatka.

- Jak często jesteś atakowany, Naruto? - Och, przyłapano go, młodszy otworzył oczy a uśmiech zszedł z jego twarzy by zastąpiła go obojętność. Niebieskooki walczył ze sobą nie wiedząc czy powinien powiedzieć mu prawdę, ale w końcu westchną przeciągle i uśmiechną się smętnie.

- Najpierw wejdźmy. - Powiedział ostrożnie wyswobadzając się z objęć lisa i prowadząc gości di kuchni. Podał herbaty i usiadł wygodnie naprzeciwko Hatake, obok lisa. Widząc wyczekujące czarne oczy westchną mamrocząc: -Przynajmniej kilka razy dziennie, dzisiaj przez trening zaatakowano mnie tylko raz. - "Raz a porządnie" chciał dodać, ale wątpił by ktokolwiek zaśmiał się z jego, żartu. Jego słowa były niczym policzek dla kopiującego ninja. Dziecko które miało zostać okrzyknięto bohaterem, dziecko jego mistrza, jego brat...

-Czy wiesz dlaczego cię atakują? - Jego uśmiech się poszerzył, a niebo w oczach chłopca stało się burzowe, mętne. Blondyn mimo zaprzeczeń Kuramy i wręcz błagań by nie myślał o sobie w ten sposób odpowiedział w pełni wierząc w swoje słowa.

-Bo jestem potworem. - Coś w Kakashi’m pękło, nie tylko w nim, blondyny poczuł nagle pieczenie na policzku, Kurama stał nad nim ze łzami w oczach. To go przerosło, jego, dziewięcioogoniastego lisa liczącego sobie więcej lat, niż wszyscy mieszkańcy Konohy razem wzięci.

- Z wszystkich ludzi akurat ty? Akurat ty, ty który mówiłeś mi, że JA, bestia która zabiła tak wielu ludzi nie jest demonem? - Kakashi nie zdążył powstrzymać kolejnego uderzenia, tym razem w klatkę piersiową, był zszokowany widząc uszy i dziewięć ogonów przybysza. Kim był i dlaczego to wszystko brzmiało tak jakby się znali? -Powiedziałeś, że nie jestem demonem ponieważ mam imię. - Z perspektywy czasu wydawało się to śmieszne, ale… To było coś co trzymało ich przy życiu. - Dlaczego więc ty masz nim być?

- Odebrano mi imię w dniu moich narodzin. - Głos chłopca był ciężki, a po policzkach zaczęły spływać łzy. Kurama też płakał, ale nie tak otwarcie, nie z tak pustym spojrzeniem.

Zupełnie zapominali o stojącym tuż obok, zszokowanym ninja, a on nie miał zamiaru im przerywać. Burzliwe emocje unoszące się w pokoju ograniczały mu oddech na tyle, by Kakashi nawet nie pomyślał o wyjściu z roli widza. Naruto kontynuował, jego głos był cichy i zimny, zimniejszy, niż sam mówca by chciał.

- Nie jestem Naruto Uzumaki-Namikaze, jestem po prostu Naruto Uzumaki, ludzie… - Przerwał spuszczając wzrok ze starszego. - Ludzie zabrali mi moje nazwisko, zszargali imię. Może nie znałbym go do tej pory... Gdyby nie ty prawdopodobnie nawet w akademia nazywano by mnie "tym dzieckiem" albo "dziewiecioogoniastem".

- W-wiesz?- Ostatnie co zobaczył szarowłosy, to Lisie uszy. Kurama pozbawił go przytomności. Spanikował, choć oboje wiedzieli, że postąpił dobrze. Spojrzeli po sobie ostrzegawczo, jeszcze wrócą do tej rozmowy, może nawet jeszcze dzisiaj, ale teraz, musieli przygotować wymówkę na tyle dobrą, by nowy mistrz chłopca bezgranicznie uwierzył.

Kurama już po chwili wpadł na pomysł, mimo wszytko jednak milczał zmuszając nastolatka do myślenie. Po godzinie niezbyt realnych pomysłów, zrezygnował podsuwając Naruto plan wręcz idealny. Lisi demon uderzył Hatake w zaułku, myśląc, że jest jednym z oprychów pragnących zaszkodzić chłopcu. Naruto wytłumaczył mu chwile potem, że jest on jego sensei'em i razem z chłopcem udali się do jego mieszkania, by sprawdzić, czy stan Jōnin nie jest poważny oraz poczekać, aż się ocknie. To brzmiało prawdopodobnie. Bardziej niż fakt, że ten który pomógł chłopcu to dziewieciogonasta ognista bestia, która powinna siedzieć zamknięta w jego ciele i dalej zmagać się e swoim szaleństwem.

- A teraz powinniśmy poważnie porozmawiać, Naru. - Zdrobnił jego imię wprawiając nastolatka w stan szoku. Nie trwał on długo, ale był wystarczający, by miedzianowłosy mógł przytulić chłopaka do siebie. - Nie jesteś potworem Naruto, to nie jest i nigdy nie będzie twoja wina, jesteś ofiarą i bierzesz na siebie całą moją odpowiedzialność. Nie powinieneś tego robić, głupku.

Może, może Naruto Uzumaki-Namikaze w rzeczywistości był głupi, ale przede wszystkim był dzieckiem któremu wpojono kilka faktów o nim samym:

1. Jest Demonem.

2. Jest Zagrożeniem.

3. Nie ma żadnych praw.

I chociaż Kurama walczył z tymi przeświadczeniami, chłopiec jak mantra wracał do długiej listy faktów o nim, które były oczywistym stekiem kłamstw.

Tak, Naruto był głupi, głupi i ślepy, zwłaszcza jeśli chodziło o niego samego.


Komentarze