Zanim zaczniemy... Jest to dodatek na Halloween dedykowany jego pomysłodawczyni Tekashikika_1988. Nie przedłużając, zapraszam.
Nie do końca jeszcze wiedzieli jak do tego doszło. To stało się nagle, nieplanowanie, przynajmniej ONI tego nie palowali. Wiecznie zajęty pracą kage Wiru i jego kochany mąż, najlepszy nauczyciel i przy okazji ognista bestia o dziewięciu ogonach zostali wczoraj wieczorem spakowani po czym wystawieni po za mury wioski z listem w dłoniach. "Wszystkim się zajmiemy, miłych wakacji". Oczywiście nie zabrakło starannego podpisu Yuko, jak i każdego z rady.
Prawda. Naruto jak i Kurama żyli w ciągłym biegu i gdyby nie fakt, że rozmawiali w głowie mężczyźni prawdopodobnie nie wiedzieli by, czy drugi żyje. Były to skutki uboczne bycia Kage w przypadku Naruto oraz bycia Nauczycielem oraz zarządcą rady, w przypadku Kuramy.
Cóż, dwójka niewyspanych i wyglądających na bezdomnych, gdyby nie drogie szaty lisa, Uzumakich jedyne co mogła zrobić to zaakceptować taki stan rzeczy. Pieczęć na bramie była aktywowana więc otworzenie jej siłą nie wchodziło w grę nawet jeśli chcieli. Przeklęty blondyn i jego przeklęta ostrożność.
- Co robimy? - Kurama silił się na spokój w głosie pytając męża. - Przez twoją durną bramę nie uda nam się wejść.
- Tak. Nie uda. - Potwierdził jego słowa ledwie przytomnie nie do końca odnajdujący się w sytuacji niebieskooki. - Może po prostu pójdziemy za nim? - Wskazał leniwie pustą leśną drogę. Pustą. Kurama przetarł oczy myśląc, że czegoś nie dostrzegł, ale droga była pusta. Na pewno pusta. - Choć, mówi byśmy za nim poszli.
Czerwonowłosy spojrzał to na drogę, to na Naruto po czym powiedział dobitnie:
- Tam nikogo nie ma.
- Huh? - Blondyn spojrzał na lisa niezrozumiale. - Przecież ten starszy pa... - Gdy znów się odwrócił miło wyglądającego staruszka już nie było. - Znikną.
Naruto przymkną oczy szukając czakry której mógłby się chwycić by wyjaśnić zniknięcie starca, ale przez dróżkę prowadziła tylko cienika nić, tak cienika, że Naruto miał problem z pochwyceniem jej. Imię męża wymsknęło mu się niekontrolowanie gdy pociągną nić, a wraz z nią staruszka który najwyraźniej był do niej przywiązany. Starzec uśmiechną się i otworzył oczy. W oczodołach kłębiła się czerń.
Naruto sięgną katany i pozwolił, by pieczęć blokująca jej moc odpuściła. Atmosfera lasu udzieliła mu się, a strach zajrzał do serca.
Naruto rzadko się bał, nawet gdy walczył z Maderą, czy później Kaguyą, gdzie jego strach był uzasadniony nigdy nie czuł się tak sparaliżowany.
- Naruto? - Naruto nie odpowiadał, wraz z pochwyceniem rękojeści pojawiło się więcej nici i więcej stworów, ten nie miał głowy, temu oderwało szczękę... Blondyn instynktownie pochwycił Kuramę i przeniósł ich w miejsce które pierwsze przyszło mu do głowy - do Konohy.
Jednak wcale nie znaleźli się przed bramą wioski liścia.
- Gdzie jesteśmy? - Spytał niepewnie nauczyciel, a bezgłośne "nie wiem" wyrwało się z ust młodszego mężczyzny. Naprawdę nie wiedział. - Co masz na myśli mówiąc "nie wiem", to w ogóle możliwe?
- Chciałem przenieść nas do liścia, nie znam tego miejsca. - Wyjaśnił krótko. - Chodźmy, zapytamy jakiegoś sprzedawcy. - Lis i jego nieudolny wybawca który jako jedyny wiedział, że jest wybawcą wylądowali na opustoszałym targowisku. Było późno, co tłumaczyło brak ludzi, ale nawet jeśli kilku spacerowało między straganami, mimo ciepłego koloru lampionów, mimo muzyki i tu i ówdzie słyszanej dyskusji czy unoszącym się po całym targu zapachu smażonego jedzenia, targ wydawał się zimny i nieludzki. - Przepraszam.
Naruto zaczepił pierwszego lepszego sprzedawcę.
- Może nam pan powiedzieć, gdzie jesteśmy? - Mężczyzna na którego stoisku znajdowały się przeróżne, drewniane maski uśmiechną się ciepło.
- To miasto zmarłych, mój chłopacze. - I mimo przyjaznego tonu dało się wyczuć grozę płynącą z tych słów. - A dzisiejszy dzień należy do tych, w których martwi powracają do życia.
- Martwi powracają do życia? Uważa pan, że nabijanie się z nas jest odpowiednie? - Naruto warkną dobitnie dając do zrozumienia, że nie jest w nastroju do żartów.
- Ależ, drogi chłopacze, w żadnym wypadku nie zamierzałem się z was naśmiewać, weź to jako rekompensatę i baw się dobrze. - Maski zostały rzucone w nich tak nagle, że zajęły ich całą uwagę. Blondyn wrócił wzrokiem do sklepiku chcąc podziękować i podpytać jeszcze, ale sprzedawcy jak i reszty masek nie było.
- Huh? Co do diabła? - Zapytał sam siebie i spojrzał na lisa, który patrzył na Naruto z nieukrywanym przerażeniem. - O co chodzi? - Podpytał i wyciągną rękę by odgarnąć mu włosy z twarzy. Kurama cofną się o krok. - Kochanie?
Lis nie wiedział jak ubrać w słowa to co zobaczył. Najpierw blondyn majaczył w lesie mówiąc o jakimś starcze który nie istniał, a później przeniósł ich na wielką, ciemną polanę pełną nagrobków i spalonych chat z których biła niewyraźna ludzka czakra, a teraz rozmawiał z nagrobkiem z którego wyleciały dwie lisie czaszki. To nie było normalne, oj nie.
- Z kim rozmawiałeś? - Zapytał starając się ukryć drżenie głosu, Naruto otworzył usta by wyjaśnić, ale nagle, jakby coś zauważając wskazał za niego.
Żałował, żałował jak cholera, że nie zabrał Naruto jak najdalej od tego miejsca wcześniej. Powinien, był starszy, inteligentniejszy i... nie miał majaków. Do tej pory ich nie miał...
Czując nieświeży oddech na karku jego skóra zjeżyła się a on sam wyciągną zza paska kunai. Policzył do trzech patrząc w szczere niebieskie oczy i odwrócił się wbijając swoją broń w... nic.
- Kurama... - Naruto sapnął, założył mu maskę i chwycił za rękę po czym pociągnął. Lisa zdziwił ten nagły kontakt i to, co ze sobą przyniósł.
- Co jest... - Cmentarz nagle zmienił się w targ, głośny, pełen muzyki i zapachu jedzenia.
- Biegniemy... Po prostu stąd wiej... - Odbili się od bariery oddzielającej las od festiwalu. Nie zauważył wcześniej, że jest tu bariera, ale nie zauważył również, że wszyscy chodzą w maskach i dzięki temu czarne stworzenia uformowane, jak sądził, z czakry, ich nie zaczepiały. - Nie! - Zatrzymał rudowłosego zanim ten ściągną okrycie. - Zaatakują nas, jeśli to zrobisz...
- Kto? - Lis zapytał i rozejrzał się do dokoła. Targowiska nie było. - Naruto, nie wiem, co widzisz, ale dla mnie stoimy na skraju cmentarza otoczeni barierą nie gorszą niż ta na naszej bramie.
- Cmentarza? - Naruto nie rozumiał. - To wygląda mi bardziej na festiwal, taki z maskami, jedzeniem i zabawami dla dzieci... coś podobnego do nowego roku w wirze przed bitwą.
Rudowłosy przytakną chwytając jego dłoń, rozejrzał się by potem ją puścić i znowu złapać.
- Festiwal duchów... - Sapnął.
- Co masz na myśli? Ten sprzedawca który dał nam maski mówił to samo.
- Po pierwsze, to lisie czaszki, prawdziwe lisie czaszki, nie maski, Naruto. Po drugie, z jakiegoś powodu w twojej wizji tego miejsca na tym cmentarzu odbywa się zjazd dusz. Czytałem o tym w jednej z ksiąg odnalezionych w starej bibliotece wiru. Niewiele z niej zostało... - Lis spojrzał mu w oczy. - Nie wiem, czy uda nam się stąd uciec, przynajmniej dopóki to się nie skończy. Trzymajmy się blisko i próbujmy nie zwracać niczyjej uwagi, zwłaszcza złych duchów.
- Na czym to polega... Ten festiwal?
- Pewnego dnia każdego roku na ziemie schodzą dusze zmarłych poobcować z bliskimi, festiwal sam w sobie jest dość niespotykany... Zazwyczaj duchów nie widać, ale gdy ma miejsce festiwal i kopuła się zamknie ludzie mogą porozmawiać z duszami. Wszyscy muszą mieć maski, ponieważ na ziemię schodzą też złe duchy. Maski zapobiegają opętaniu, a raczej zmniejszają jego ryzyko i sprawiają, że nikt do końca nie wie, kto jest żywy a kto martwy ponieważ duchy też noszą maski. - Kurama uśmiechną się przysuwając bliżej, jakby miało to sprawić, że strach który czuł wyparuje. - Zawsze musisz nas w coś wpakować? - Dogryzł.
- Oczywiście, inaczej zdechlibyśmy z nudów. - Naruto posłał mu mały uśmiech mrugając żartobliwie. - Czemu nie jesteś ich w stanie samodzielnie zobaczyć?
- To święto ludzi, martwych, ale ludzi, a ja jestem zlepkiem czakry. - Unika jego wzroku, nigdy tak naprawdę się z tym nie pogodzi. Oczywiście, Naruto też nie był już człowiekiem, ale fakt, że w przeciwieństwie do Kuramy kiedyś NAPRAWDĘ żył, dalej bolał.
Kurama nigdy bowiem tak naprawdę nie żył.
- Moim zlepkiem czakry. - Kurama wywrócił oczami i przybliżył twarz do twarzy męża gdy...
- Naruto? - Męski głos dobiegł do jego uszu a on ujrzał czerwonowłosego mężczyznę o zawadiackim uśmiechu którego stracił wtedy w wojnie z Akatsuki.
- Hiroshi... - Kuzyn jego matki posłał mu swój najlepszy uśmiech gdy blondyn wpadł w jego objęcia.
- Hahaha! Uważaj, uważaj, jestem obecnie niczym ten twój zlepek czakry tylko moje ciało nie jest aż tak materialne. - Kurama wstał, nie wiedząc gdzie patrzeć. Naruto zreflektował się łapiąc go za rękę.
- Hiroshi-sama... Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też, lisku.
- Jednak nie. - Zrezygnował co wywołało jeszcze większy śmiech. - Co tu robisz?
- Śledzę moją ulubioną parkę, nigdy nie sądziłem, że w końcu zostaniecie mężem i mężem... Gratuluję. - Jego oczy zwilgotniały. - Cholera by was! - Jękną teraz samemu ściskając ich trochę za mocno. - Nie mogliście ogarnąć się wcześniej?! Chciałem być tym który pobłogosławi wasze małżeństwo!
- Bracie z kim... - Kobieta podeszłą do nich, a serce Naruto zamarło na moment. - O boże... synku...
- M-mamo... - Kobieta przycisnęła go do siebie łkając cicho, oto jej dziecko, dorosłe, zamężne i na tyle potężne by być przywódcą wioski, małe dziecko. - Mamusiu...
Naruto również płakał wdychając zapach kobiety i ściskając ją jakby była jego ostatnią deską ratunkową. Nigdy nie poznał swojej matki, kobieta stojąca przed nim była mu obca, ale jej obecność przełamywała każdą bajerę jaką postawił swoim umyślę. Nigdy nie sądził, że potrzebuje matki, ale ta kobieta która tak ufnie przytulała go do siebie była obecnie wszystkim, czego chciał.
Kurama nie chciał przerywać, jak sądził, rozczulającej sceny, ale tak dawno nie widział swojej byłej pojemniczki, że złapanie szaty jej syna było wszystkim o czym myślał. Dlatego delikatnie dotkną pleców męża i pozwolił sobie na wzięcie małej ilości czakry by zaraz po tym go puścić. Jego oczy zaszły łzami widząc jak pojemnik obejmuje swoją matkę tak delikatnie a zarazem tak mocno, że poczuł ciężar swojego grzechu na nowo.
Odebrał Naruto rodziców i był tego boleśnie świadomy.
- Cześć, Kurama. - Blondyn, łudząco przypominający jego kochanka odezwał się głosem ciężkim od emocji, jego oczy łzawiły.
- Minato. - Kurama odpowiedział, nigdy się nie lubili, ale lis nie chciał teraz tego wyciągać. - Dobrze cię widzieć. - Skłamał.
- Mhm... - I oboje o tym wiedzieli. Kurama wrócił spojrzeniem do dwójki przed nim i odkrył, że Naruto przysypia z emocji na ramieniu matki. Instynkt był silniejszy od rozumu i lis pozwolił ciału mężczyzny odeprzeć się o niego, by delikatnym ruchem wybudzić go. Nie był już dzieckiem i nie powinien zasypiać tylko dlatego, że miał emocjonujący dzień, ale lis nie krytykował go. Był równie zmęczony.
- Więc okazałeś się tym, który zaopiekował się moim synem. - Kushina przemówiła, w jej głosie było słychać troskę. - A później pograłeś sobie zanim zostawiłeś go i wróciłeś jakby nigdy nic. - Czasu nie da się cofnąć, choć Kurama nie myślał o niczym innym niż naprawieniu swoich błędów w tej chwili. - Nie wiem, czy mam ci dziękować czy cię zabić...
Oczy Uzumaki płonęły.
- K-kochanie, jeśli mogę... - Kobieta spojrzała na niego.
- Nie, nie możesz, wcale nie byłeś lepszy! Siedziałeś na dupie gdy mój synek cierpiał przez innych ludzi. - Furia wkradła się do jej oczu. Włosy zaczęły unosić się w znajomy dla wszystkich sposób. - Obydwaj powinniście...
- Siostrzyczko, spokojnie, spójrz, Naruto jest szczęśliwy w związku z...- Momentalnie zamilkł gdy jej wzrok sięgną też jego, ale młodszy Namikaze był wdzięczny za te słowa.
Dzięki nim, jego małżonek przeżył.
Jego ojciec na to miast...
- Mamo... - Niebieskooki spróbował próbując ochronić ojca przed podzieleniem losów lisa. Kurama wcale nie wyglądał tak źle: kilka ran otwartych, mały krwotok wewnętrzny, noga złamana w trzech miejscach i zdecydowanie uszkodzone żebra.
Wyglądał nieźle i co najważniejsze, zdecydowanie przeżyje.
Chyba.
- Tak Kochanie? - Czerwonowłosa posłała mu pełen miłości uśmiech, a on rozpłyną się pod wpływem jej zatroskanego spojrzenia. Nie wiedział jak to jest mieć matkę, nie uważał również, że tęskni do czegoś czego nigdy nie miał, ale... Ale naprawdę kochał ten uśmiech.
- Nic, cieszę się, że cię spotkałem.
- Ja też się cieszę...
------
To całkiem sentymentalne zakończenie, całkiem uroczę i nie sądziłam, że zakończę to w ten sposób, ale jestem w pełni zadowolona z tego obrotu spraw. To dobrze, gdy książka idzie w nieznanym kierunku i "sama" się pisze, bo i ja mam wtedy niemą satysfakcję.
Dobrze, nie przedłużając...
Dziękuję wszystkim za przeczytanie dodatku i mam nadzieję, że się podobało.
Komentarze
Prześlij komentarz