Rozdział VII
Sytuacja z przed miesiąca była kolejnym argumentem do ucieczki. Chłopiec uzbierał już więcej ZA niż PRZECIW, ale mimo wszystko dalej siedział w obskurnym mieszkaniu w którym trudno było o prywatność, ponieważ mieszkańcy nadal nie znudzili się nachodzeniem go. Naruto tłumaczył sobie konieczność pozostania w wiosce chęcią ochron rodziny i nawet złożył sobie niemą obietnicę, że ucieknie gdy wioska wiru znajdzie więcej sojuszników na tyle silnych by Konohagakure nie odważyła się ich zaatakować, ale była to tylko wymówka. Tak naprawdę chłopiec był przywiązany. Tak po prostu, bał się stracić to co ma, nawet jeśli tak naprawdę nie miał nic. Nie tutaj.
Nikt nie naciskał, gdy, według niego, samolubnie ogłosił że chce pozostać w wiosce inni cicho przytaknęli. Zawiódł ich, wiedział, że ich zawiódł, ale nie potrafił odejść. Miał tu garstkę ludzi których darzył przyjaźnią i, o dziwo, Sasuke i Sakura pomału zaczęli liczyć się jako „osoby dla których poświęcenie Minato było warte”, oczywiście według Kuramy.
Był też Kakashi.
Hatake był ewenementem, już wcześniej liczył się jako osoba warta poświęcenia, ale teraz, gdy już wiedział, zaczął liczyć się jako rodzina. Mistrz Naruto zdobył się nawet na poważną rozmowę z lisem, ale jasnowłosy do teraz nie dowiedział się o czym dokładnie rozmawiali.
Syn białego kła szybko zdobył aprobatę nie tylko ognistej bestii, ale także wujów chłopca oraz małej dziewczynki. Wioska wiru zdobyła nowego sprzymierzeńca, szarowłosy był gotów rzucić wszystko i podążyć za synem swojego mistrza, zawsze był gotów to zrobić. Nie ważne jak bardzo głupi był ten plan, dalej w niego brną, obiecał nawet Yuko, że przyjdzie się z nią pobawić gdy tylko będzie w pobliżu wioski. Dziewczynka była wniebowzięta, cieszyła się z nowego przyjaciela i dość szybko go akceptowała, a niezwykła ufać ludziom.
Teraz jednak stali przed Hokage, tym samym, który nazwał Naruto demonem, tym samym, któremu ufał i dzięki któremu przestał ufać. Kurama zawarczał przyprawiając go o ból głowy, od jakiegoś czasu był osłabiony bardziej niż zazwyczaj, przypominał siebie z przed rytuału uwolnienia dziewięcioogoniastego, ale nie widział większego powodu swojego złego samopoczucia. Coś nie grało, nie miał jednak bladego pojęcia co.
- A więc mam dla was misję złap... - Blondyn przypomniał sobie plan Kuramy, o opuszczeniu wioski na kilka dni, tak, by mógł spokojnie zregenerował siły i, wcześniej przełamując swoją blokadę głosową, wydarł się:
- O nie! Żadnych więcej kotów! Chcę prawdziwej misji, jak prawdziwy Shinobi, Dattebayo!!! - Wykrzykną gestykulując przy tym rękoma, Kurama w tym czasie śmiał się z miny pozostałej dwójki dzieciaków, a nawet samego Hokage. Kakashi pozostał przy swojej masce zimnego spokoju. - Proszę! Proszę dziadku!
Ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło, myślał, że staruszek był osobą, na którą mógł liczyć. Rzeczywistość jednak jak zawsze była okrutna. Naruto pierwszy tydzień spędził w ciszy głodząc swój organizm. Jedyne co robił to siedział, trawiąc słowa które zraniły go bardziej niż powinny. Kurama go ostrzegał, ale jak zawsze, nie posłuchał. Naprawdę był idiotą.
W drugim tygodniu odwołał wszystkie klony po tym jak jego organizm zemdlał z wycieńczenia, było to naprawdę dziwne uczucie, cała jego moc tkwiła naraz z powrotem w nim i czuł się wręcz przesycony. Drugi tydzień Naruto przeznaczył na niszczenie swojego fizycznego ciała misjami i treningiem.
Trzeci tydzień… W trzecim tygodniu nastąpiła zmiana, ponieważ część klanu od strony ojca siłą zaciągnięto go do sali głównej i… Zmusiło go do wypowiedzenia swoich uczuć na głos. To nie było miłe doświadczenia, Naruto nie chciał bowiem mówić, obarczać najbliższych swoimi niedorzecznymi zmartwieniami, ale… W pewnym momencie swojej wypowiedzi dostrzegł, że płacze, gorzej, że inni płaczą razem z nim. Później został objęty i przestał się hamować.
Największym pocieszeniem okazali się mieszkańcy wioski zwłaszcza ze strony Namikaze, bo chociaż na co dzień byli mniej serdeczni i głośni od Uzumaki'ch, kochali swoją rodzinę nade wszystko.
-Kakashi? - Staruszek spojrzał na niego pytająco, a Hatake westchną w duchu. Teoretycznie byli gotowi, zwłaszcza, że Lis mieszkający w Naruto w razie większych problemów ochroni jego podopiecznych, ale takie misje zawsze były utrapieniem. Znów westchnął.
-Myślę, że są gotowi. - Sakura z niepokojem przestąpiła z nogi na nogę i spięła się lekko. Jako jedyna nie czuła się przygotowana ani w żaden sposób pewna swoich umiejętności. Może miała ku temu powody, ale martwiła się wręcz zanadto.
-W takim razie przydzielę wam misje rangi C, panie Tazuna... - przez drzwi wszedł mężczyzna w podeszłym wieku, jego twarz wyrażała niechęć i znudzenie. Spojrzał na drużynę siódmą i uniósł lekko brew. - To drużyna siódma, będą pana eskortować w drodze do kraju fal.
-Te smarkacze mają mnie eskortować?! - Wydarł się patrząc na Naruto nieprzyjemnym wzrokiem, chłopiec nie wzdrygną się, ani nie unikną jego spojrzenia. Starzec wyprostował się lekko. Musiał przyznać, że już lubił to spojrzenie. - To chyba jakieś żarty! To nawet nie ninja, a przedszkolaki!
-Przedszkolaki?! - Naruto wydarł się irytując zasypiającego lisa. - Jestem Naruto Uzumaki, ninja i przyszły Hokage tej wioski dattebayo! Nie jestem dzieckiem, a prawdziwym shinobi!
- Naruto... - Sakura skarciła go wzrokiem, można powiedzieć, że z całej drużyny miała szacunek do ludzi. - Bardzo Pana przepraszam, nazywam się Sakura Haruno i będę Pana eskortować, liczę na przyjemną współpracę.
Pomimo drgania głosu jak i ciała, wytrzymała testujące spojrzenie starca, ale dalej miał obawy co do swojej ochrony. W końcu liczył nie na dzieci, a na ninja.
- Spokojnie, jestem Jonin'em, ręczę, że ochronimy Pana w razie problemów. - Wtrącił się Kakshi znudzony głosem. Jakby cała ta sytuacja w żaden sposób go nie poruszyła, choć, może rzeczywiście tak było.
- Ech, niech będzie. - Wy warczał zły i odszedł. Sakura odetchnęła, jego wzrok w rzeczywistości nie należał do przyjemnych, ale miała wrażenie, że jeśli to ona odwróci wzrok, szansa na którą tak liczy Sasuke, przepadnie! A tego dziewczyna by sobie nie wybaczyła, nieważne, jak bardzo nie chciała opuszczać wioski jej miłość do ostatniego Uchiha była wystarczająco mobilizująca do zmiany zdania.
-Dobrze więc, jutro o dziewiątej zbiórka pod bramą. - Oznajmił syn białego kła i znikną w białym dymie. Nastolatkowie, przyzwyczajeni do takiego zachowania, również odeszli. Sasuke jak zwykle został osaczony przez różowowłosą proponującą mu wspólne wyjście, Naruto za to udał się do domu, by stamtąd przenieść się do drugiego domu. Był zmęczony, ale nie znaczyło to, że może od tak zaniedbać swoje obowiązki. Będąc w mieszkaniu wioski wiru przebrał się w czarny struj i przyczepił białą maskę do swojego pasa. Otworzył drzwi i, o mało nie wpadając na któregoś ze tymczasowych współlokatorów, wybiegł z dość dużego domu witając się grzecznie z każdym kogo napotkał. Mieszkańcy uśmiechali się na jego widok jak to mieli w zwyczaju i machali mu gdy tylko usłyszeli powitanie. Można powiedzieć, że w wiosce panowała zawsze niesamowita atmosfera, blondyn nie wiedział, czy to z powodu tego, że wioska jest mała, czy może dlatego, że każdy w wiosce wiele wycierpiał a także poświęcił, czego można się spodziewać po dwóch prawie doszczętnie wybitych klanach i kilku rodzinach wyrzuconych ze swoich wiosek?
- Och, Naruto-kun, wejdź. - Megumi powitała go uśmiechem, wywodziła się ona z klanu Tenrō z wioski snów, ale wyszła za kuzyna jego ojca i przeniosła się do wioski wiru zaraz po postanowieniu jej męża. - Czekają na ciebie, słyszałam, że powstała jakaś organizacja która ma na celu pojmanie rodziny Pana Kuramy.
Lis poruszył się w jego głowie i zstąpił w swojej lisiej formię obok niego, Megumi, niezaskoczona takim obrotem spraw, pożegnała się nimi mówiąc, że idzie na zakupy. Kurama zmniejszył się i wskoczył na plecy swojego ucznia każąc mu się nieść, a Naruto bez większego sprzeciwu wszedł z nim do domu dwóch kage.
Pierwsze co zobaczył na wejściu, to stos papierów z misjami dla dzieci które to Uzumaki przygotował dla Lisa i tablice z patrolami granic wioski. W domu jak zwykle panowała wrzawa, ale niestety na chwile obecną nic nie można było na to poradzić. Budowa szpitala przedłużała się, a niektóre domu nie zostały jeszcze skończone. Nikt więc nie myślał o budowie kolejnego z budynków, zwłaszcza, że dom główny był wystarczająco duży, by wydzielić część mieszkalną i urzędową. Może kiedyś zbudują osoby budynek, obecnie… nie było to po prostu możliwe.
- Dzień dobry, Amano-san, Hiroshi-san. - Niebieskooki zwrócił na siebie uwagę dwójki mężczyzn. Amano, kuzyn jego brata, skinął mu głową z lekkim uśmiechem po czym wyszedł przepraszając. Miał dość dużo na głowie, więc Naruto nie zatrzymywał go. - Słyszałem, że macie jakieś wieści o nowej organizacji.
Starszy rudowłosy zaśmiał się serdecznie i mimowolnie westchną, chciał go zaskoczyć, ale jak zwykle blondyn w jakiś sposób dowiedział się wcześniej. Machną na niego ręką i wygrzebał ze sterty papierów odpowiednią teczkę.
-Nazywają się Akatsuki, nie sądzę, by byli dużym zagrożeniem dla naszej wioski zwłaszcza, że oficjalnie Koncha jest w posiadaniu dziewięcioogoniastego. - Kurama warkną przerywając wypowiedz Hiroshi'ego po czym fukną, że nie jest rzeczą i obrażony usiadł na głowie chłopca. - Przepraszam Kurama-sensei, nie chciałem pana urazić. - Słysząc prychnięcie Uzumaki roześmiał się.
Kurama nie odpowiedział przewracając jedynie oczami.
-Wracając, jedynym zagrożonym jesteś ty, ale wierzę, że sobie poradzisz.- Młodszy skiną głową ówcześnie przytrzymując Lisa by ten nie spadł od nagłego ruchu lub, co gorsza, nie musiał wbijać pazurów w jego skórę by się utrzymać..- Ach, Amano wspominał, że w okolicy kręcą się bandyci, są do prawdopodobnie zbiegli shinobi, chciałbym byś się tym zajął. Zanim jednak wyruszysz na misje, zajrzyj do biblioteki, poszperałem trochę i znalazłem księgę która prawdopodobnie wyjaśni twoje złe samopoczucie, spytaj o nią panią Sukoyo, powinna wiedzieć o co chodzi.
- Rozumiem, przyjdę zdać raport po misji.- Uzumaki uśmiechną się w odpowiedzi i wrócił do swoich spraw, Naruto za to znikną pozostawiając lisa samego sobie. Kurama westchną i bez zbędnego narzekania zmienił swoją formę, wziął papiery leżące przy wejściu i udał się do szkółki gdzie zaraz miały odbyć się zajęcia.
Życie nauczyciela jest trudne.
Życie nauczyciela który z natury jest leniwym śpiochem, jeszcze trudniejsze.
Komentarze
Prześlij komentarz