Rozdział XV
Był wściekły.
Łzy swobodnie spływały po jego policzkach.
Był wściekły.
Lis w środku niego śmiał się powodując zawroty głowy.
Był wściekły.
Nienawidził siebie, chciał walki.
Był wściekły.
Ale walczenie z Zabuzą w tym stanie było jak samobójstwo.
W życiu istnieją momenty w których człowiek myśli, że nie da rady, że problemy go przerosły. Jeśli jest to chwilowe uczucie, gdy przechodzi, następuje radość. Jeśli nie jest one chwilowe, człowiek robi głupie rzeczy.
Właśnie taką głupotę popełnił Naruto decydując się na walkę z przeciwnikiem na poziomie Kakashi'ego.
Nawet jeśli Kurama twierdził, że chłopiec dałby radę pokonać szarowłosego, nie miał szans z mistrzem miecza, z osobą która była równie wściekła, która potrafiła przeobrazić swoją wściekłość w siłę. Naruto tego nie potrafił. Był tylko małym zranionym chłopcem w którym przed chwilą iskra nienawiści do samego siebie przeobraziła się w ogień. Naruto nienawidził ognia, a jedyne tolerowane przez niego ciepło biło od lisa.
Lisa którego tu nie było.
Lisa który znikną przez niego.
- Zamierzasz ze mną walczyć, bachorze? - Zabuza uśmiechną się paskudnie. Omiutł chłopca spojrzeniem stwierdzając, że nie może być starszy od Haku, ale mimo wszytko coś nakazywało mu wziąć go poważnie i zemścić się za stratę tego, do którego się przywiązał. Cholera, Haku. Jego spojrzenie błądziło, nie potrafił się skupić, ale ten, który stał przed nim nie wydawał się być w lepszym stanie. - Odpowiedz!
- Nie, nie walczyć. - Wściekłość odbiła się w jego oczach. - Ja po prostu cię zabije. - Nie brzmiał jak chłopiec na którego wyglądał. Był cichy, zbyt cichy by nie uznać, że chłopiec jest spokojny. Jednak jego wzrok i dobór słów wcale nie wskazywał na spokój bijący z głosu. Jad hektolitrami spływał z jego słów i w cale nie zamierzał tego ograniczać. - Mam nadzieje, że nie będziesz miał mi tego za złe.
Oczywiście, niech wygra najlepszy.
###
Pomimo, że Naruto nie nazwał tego walką tym właśnie był ten pojedynek. Walczyli, a w tej walce wszystkie chwyty były dozwolone. Nawet, jeśli miałoby to dowieść wszystkim, że Naruto jest potworem za jakiego się uważał, za jakiego go uważali. Cóż, zapewne zasłanianie się jak tarczą ciałem Haku było podle, wręcz okrutne, ale... Ale skuteczne.
I nie ważne jak nienawidził tego co robił, puki gwarantowało przeżycie, było w porządku.
- Co by pomyślał Kurama widząc cię takiego? - Nie wiedział, ostatnio ten sam głos który wypowiedział te słowa dowiódł mu, że tak naprawdę nie wie nic o dziewięcioogoniastym lisie. - Chcesz wiedzieć co by powiedział?
Nie. Choć lis zapewne i tak mu o tym powie, jego ciało, jego umysł, jego serce, nieustannie krzyczało słowo "Nie". Nie chciał, tak Bardzo nie chciał wiedzieć...
- Pogratulował by Ci strategii. - To wybiło go z rytmu powodując, że został trafiony. - Czemu jesteś tak zdziwiony? Czyż Kurama nie myśli tylko o twoim dobrze? Jeśli dzięki tej strategii pozostajesz przy życiu, nie ważne jak odpychająca by ona była dla niego, dalej cieszyłby się, że żyjesz.
Tak, może i brzmiało to sensownie, ale po wszystkich tych opowieściach które usłyszał nie chciał w to wierzyć.
- Kakashi uleczył już rany Sasuke, za niecałe 15 minut zjawi się tu Sakura i wnuczek tego starca, jeśli się nie pospieszysz, naprawdę możesz zostać ochrzczony tym, za kogo się uważasz. - Ponaglił go lis. - Odskocz!
Zareagował od razu robiąc to, czego zażądał demon. Jeśli dalej pozostał by na swoim miejscu, klon przedziurawiłby mu plecy.
- Jesteś sensorem do cholery! - Krzykną bardziej zestresowanym głosem, niż chciał przyznać. - Zwracaj uwagę na otoczenie idioto! - Zbeształ go kyubi i zrobił to w spośób jaki milion razy wcześniej beształ go jego Kurama.
Gdy znów został trafiony poleciał w tył gdy się podnosił wsparła go ręka jego sensei’a. Wcześniej obydwoje z Zabuzą go zignorowali, Naruto rzucił mu tylko przelotne spojrzenie oznaczające, że ma zająć się Sasuke i Kakashi tego nie kwestionował.
Sprawa nie wyglądała jednak kolorowo. Dwójka mężczyzn walczyła zbyt chaotycznie by chociaż sprawiać wrażenie, że oboje są przy zdrowych zmysłach. Hatake nie kwestionował brutalności tej walki, nie kwestionował też okrucieństwa młodszego. Nie mógł, chociaż na pewno bardziej niż chciał.
Musiał to przerwać, jeśli nie jako mistrz, to jako towarzysz.
- Naruto, wystarczy, ja się nim zajmę... - Wtrącił Kakashi, ale jego prośba została odrzucona natychmiast. Nauto pognał już do przodu odbijając atak starszego mężczyzny.
- Nie wtrącaj się! - Krzyknęli oboje w tym samym czasie, po czym prychnęli lekko znów parując ostrza. Zabuza miał swój miecz, a Naruto miał kunaje.
Katana, Naruto chciał dobyć Katany.
- Nie. - Ostrzegawcze warkniecie rozeszło się po jego głowie, głos był basowy... Ale ciepły.
- Kurama?! Kurama! - Krzykną w głowie niemalże rozpaczliwie. Lis nie odpowiedział.
- Nie łudź się, po prostu wyczuł, że chcesz sięgnąć po coś, czego moc cię przerasta. - Był pewien, że właściciel drugiego basowego głosu uśmiecha się w jego głowie kpiąco. - Czujesz się urażony? Och wybacz za powiedzenie prawdy, Naruś~~
Naruto wykonał skok pojawiając się za Zabuą. To było ryzykowne, bo nie kontrolował ciała w locie, ale zadziałało i po raz pierwszy od początku walki zranił go dotkliwe w okolicach tętnicy szyjnej. Jego przeciwnik nie krzyknął, zgryzł jedynie wargę i wymówił grobowym głosem:
- Ty cholerny bachorze... - Co raz mniej czasu, szybciej, musiał pokonać go szybciej. Teraz.
Zablokował ostrze obiema dłońmi i odbił się od podłoża wykręcając je, Zabuza próbował uskoczył, ale został uderzony nogami chłopca w twarz. Wypuścił miecz z ręki i zatoczył się do tyłu upadając. Naruto miał nie więcej niż 30 sekund zanim większy się pozbiera i nie zamierzał ich marnować. Stworzył dwa klony. Jednemu kazał pilnować zabranej broni a drugiego posłał na przeciwnika.
- Teraz. - Tak, teraz. Zachodzi go od tył, korzystając z luki którą zauważył kilka minut temu. Jego klon jest na wykończeniu, ale dalej walczy wystarczająco dobrze, by blondyn przekradł się za przeciwnika.
Kunaj bez większych oporów wbił się w szyję Zabuzy. Szok odbił się na twarzy mężczyzny, a z ust wytoczyła krew, ale za nim wydał ostatnie tchnienie na z jego gardła wydał się cichy syk „Haku”.
Naruto zamkną mu oczy.
###
W tym samym czasie Kurama zajmował się dziećmi w wiosce, lubił dzieci, oczywiście, jeśli nie były zanadto irytujące. Dopóki nie targały go za włosy i nie były zbyt głośne, lubił się z nimi bawić. Choć zapewne Naruto nazwałby to "treningiem" nie zabawą.
- Stop. - Ogłosił, a dzieci zamarły w bezruchu. - Kto zdobył najwięcej ogonów?
- Ja, wujku. - Yuko uśmiechała się promiennie. Była to jedna z jej ulubionych zabaw. Śmiała się przycinając sobie dziewięć ogonów i przedrzeźniając go, pozwalał na to, cieszył się, że dzieci się go nie bały.
- Poza Yuko, która powinna dostać zakaz grania w tę grę? - Zapytał z pół uśmiechem. Rękę uniósł chłopak. Miał na imię Haru, dość długie, czerwone włosy i figlarny błysk w oku. Wydawał się być tym typem dziecka które zawsze się uśmiecha, trochę przypominał mu role Naruto, ale przynajmniej jego uśmiech był szczery. - Okey, Haru, kto zdobył drugie miejsce?
Znów ręka została podniesiona przez chłopca, jeśli się nie mylił, chłopiec nie należał do żadnego z klanów, choć niewiadome było czy aby na pewno nie należał, był sierotą tak jak Yuko, ale w przeciwieństwie do niej został adoptowany. Miał na imię Asis.
- A więc, Yuko, Haru, Asis chcę byście towarzyszyli starszym drużynom w egzaminie na Genina. - Szok na twarzach dzieci dał mu lekką satysfakcje, Naruto dawno nie patrzył na niego tym spojrzeniem. - Rozdam wam zgody i kartki z informacjami które dacie rodzicom, Yuko, spokojnie, podpiszę ci ją.
Dziewczynka wydęła policzki prychając przy tym. To nie tak, że nie chciała iść na ten egzamin, ale świadomość, że nie miała wyboru wzbudzała w niej buntownicze zapędy.
- A teraz bawimy się w chowanego, ja szukam. - Dzieci wiedziały co to znaczy, bo nie ważne jak dobrą kryjówkę by znalazły, jeśli nie uda im się wyciszyć czakry, już po nich. Cóż, może dlatego Naruto uważał to za trening, nie zabawę.
Może miał więcej racji niż lis chciał mu przyznać.
Komentarze
Prześlij komentarz