Rozdział XVII
- Ty jesteś… Czy to ty, T-tato? - Jego włosy były równie złociste, jak włosy Naruto, zresztą, chłopiec wyglądał jak jego młodsza kopia i gdyby nie nabyta opalenizna i lisie blizny zapewne nie dałoby się ich odróżnić.
- N-Naruto?! - Wykrzykną zdziwiony widząc syna po drugiej stronie klatki. Widząc Syna... Tak dużego i zapewne niewyobrażalnie silnego... - N-Naruto...
Po policzku Minato spłynęła łza, potem kolejna i kolejna. Nie mógł się opanować, emocje które tak długo trzymał w swoim sercu, uwolniły się atakując go, nie pozwalając się ruszyć czy choć wypowiedzieć słowa. Po prostu stał w ciszy wpatrując się w chłopca.
Tyle lat, tyle lat czekał na moment w którym ujrzy swoje dziecko. Tyle lat czuwał przy drugiej z klatek z daleka od Naruto oraz swojej miłości, Kushiny. Tyle lat i w końcu... W końcu mógł go ujrzeć!
Stał przed nim jak gdyby nigdy nic nazywając go „Tatą”.
- ... - Naruto w szoku nie potrafił wydusić z siebie słowa. Przed nim stał jego ojciec, osoba do której nie wiedział co czuć. Czy miał go nienawidzić za los który mu zgotował czy może dziękować, że ocalił jego i wioskę, wioskę do której był przywiązany, nie ważne jak temu zaprzeczał. Wioskę, Konohagakure… które darzył tak silnym uczuciem.
- N-naruto... Mój synku... - Podszedł do krat, by móc przyjrzeć się swojemu potomkowi z bliska. Ze zdziwieniem stwierdził, że jego syn był jego młodszą kopią, po czym uśmiechną się przez łzy wkładając rękę do klatki i pocierając nią policzek chłopca. - Urosłeś...
W końcu tyle lat minęło od kiedy po raz ostatni go widział, jednak, jedno nie dawało mu spokoju, dlaczego chłopiec siedział w klatce? Gdy miał już otworzyć usta i zapytać, Naruto odezwał się.
- Żałujesz? - Jego twarz nie zdradzała niczego, może dlatego, że on sam nie miał pojęcia co czuć. Widząc pytający wzrok ojca sprostował pytanie. - Czy żałujesz, że uratowałeś wioskę.
- Nie, nie żałuję. - Na jego usta wkradł się łagodny uśmiech. Jego wzrok wydawał się nieobecny. Wspomniał pamiętny dzień w którym to lis wyrwał się z pod kontroli, dzień narodzin jego syna, dzień jego śmierci… Wspominał go tak wiele razy by być pewnym swojej odpowiedzi: zrobiłby to po raz drugi gdyby musiał, ale niektóre pytania dręczyły go równie często co fakt, że nie ma tu nikogo. Dalej nie wiedział, że nie była to wina dziewięcioogoniastego, nie chciał wiedzieć bo zapewne druga część Kuramy, jak to miała w zwyczaju, sprostowała wszystkie jego błędne myśli. Niekoniecznie poprawnie. - Jak zmieniła się wioska? Czy staruszek dalej okupuje stanowisko? Jaki jest Twój Sensei? Masz dużo przyjaciół, a może dziewczynę?
Pytań było stanowczo zbyt wiele, ale nie przeszkadzało to blondwłosemu, wręcz przeciwnie, jak nigdy był gotów odpowiedzieć na wszystkie nie wymijająco.
- Zależy o którą z wiosek pytasz... Jeśli chodzi o Konohagakure to nie zbyt - Naruto uśmiechną się delikatnie - trzeci Hokage dalej jest trzecim Hokage, wszyscy cię wielbią, atmosfera jest... Przyjazna. - Jeśli nie jesteś mną, ugoszczą cię jak rodzinę. - Twój uczeń doskonale sprawuje się w swojej roli i przewodzi drużynę siódmą zapewne nie gorzej niż Ty za życia.
- Kakashi jest twoim nauczycielem? - Minato roześmiał się wyobrażając sobie swojego wiecznie zimnego ucznia w roli opiekuna. Naruto przytakną z uśmiechem. - Mieliście test z dzwoneczkami? - Nie mógł się powtrzymać.
- Tak, złapanie o co w nim chodzi trochę nam zajęło, ale w końcu zgarnęliśmy dzwoneczki. - Minato wydał z siebie pomruk podziwu, jeśli Kakashi był takim jakim go zapamiętał był to nie lada wyczyn. - Jest dobry w tym co robi, naprawdę, chociaż wszyscy mamy dość gadaniny o drużynie, troszczy się o nas. - O mnie. - Czy... czy Nauczysz mnie jak wejść w tryb czakry dziewięcioogoniastego?
Słyszał o tej transformacji od Kuramy, ale twierdził on, że najpierw opanuje wszystkie uwolnienia i tryb mędrca, a dopiero wtedy pozwoli mu uczyć się tego. Jednak... Widząc swojego ojca który świecił tak jasno… Pokusa była zbyt duża.
- Przypominasz mi mnie za młodu. - Były Hokage poczochrał go włosach. - Tak, nauczę, ale najpierw powinniśmy wyciągnąć cię z tej klatki. - Minato nie mógł przestać się uśmiechać i wiedział, że to pytanie zniszczy miłą atmosferę, ale musiał spytać: - Jak w ogóle się tutaj dostałeś?
###
Minato Namikaze, mąż Kushiny Uzumaki i ojciec Naruto Uzumaki-Nakamize spędził w głowie chłopca wystarczająco dużo lat by móc poświęcić synowi jeszcze trochę czasu. Chciał go poznać, dowiedzieć się jak żyje, z kim żyje. Czy mieszkańcy liścia traktują go tak jak sobie tego życzył? Czy widzą w nim bohatera?
Umysł chłopca był w złym stanie, ale nie znał powodu, przyczyny, dlaczego tak było. Chciał wiedzieć, chciał by przypuszczenia, że życie chłopca jest takie samo jak życie Kushiny, jego ukochanej, były błędne.
- Otworze teraz klatkę, powinieneś wtedy automatycznie odzyskać kontrolę. - Tak też się stało. Zaraz potem, obok bohatera Konohagakure zamiast syna pojawił się wielki lis. - Witaj ponownie, demonie. - Minato starał się, by jego głos nie zdradzał zadowolenie z poznania syna.
- Oho, po rozmowie z synem dalej masz odwagę mnie tak nazywać? Musiałem, że prędzej cię zabije niżeli pozwoli nazwać mnie demonem. - Lis miał rację. Nie ważne jak bardzo wkurzając by nie był, był częścią Kuramy i kimś mu bliskim, pomimo, że denerwującym i zdecydowanie za bardzo wtrącającym się w jego życie. - Huh? - Zszokowane spojrzenie Minato mówiło mu, że nie zaszli w rozmowie tak daleko. - Nie wiesz dlaczego? Nie powiedział ci, że ten "demon" troszczył się o niego gdy ci, którzy traktować go mieli jak bohatera, wyzywali go od potworów i nie raz próbowali zabić? Nie bądź w takim dużym szoku, to ty uczyniłeś z niego pojemnik, ty odpowiadasz za jego los.
Druga część Kuramy lubiła mącić i uświadamiać ludziom ich błędy. Był wolny, ale zamiast uciekać i siać zniszczenie, wolał wytknąć Namikaze wszystko, za co był odpowiedzialny niszcząc tym samym wszystko w co wierzył. Uważał to za zabawne. Musiał się jednak streszczać, chciał w końcu opuścić metalowe więzienie i żyć własnym życiem, to brzmiało trochę nierealnie, w końcu jego dusza była przedzielona na pół, ale od dawna było to jedno z jego marzeń.
- Mieszkańcy wioski go... - Nie potrafił przyjąć tego do wiadomości, przed chwilą rozmawiał z dzieckiem, które wypowiadało się na temat wioski liścia tak dobrze, że zaczął wierzyć, że wszystko pod tym względem było w porządku.
- Twój syn to pierwszorzędny aktor – Lis zaśmiał się trochę zbyt szczerze. - Co? Myślałeś, że ten starzec dotrzyma umowy? Że twój sensei porzuci wszystko dla małego dziecka? Hahaha… - Naprał powietrze. - Widzę, że głupota w tej rodzinie jest dziedziczna…
Gdzie był Hokage, który obiecał, że zapobiegnie takim rzeczom? Gdzie był jego sensei, który miał zadbać o samopoczucie chłopca? Gdzie była Tsunade, która obiecała, że będzie karać każdego, kto nazwie Naruto demonem?
- On… Okłamał mnie? Dlaczego…
- Powiedział to, co chciałeś usłyszeć, nie chciał cię zawieść… Uroczy z niego chłopiec. - Druga część Kuramy wyglądała, jakby chciała kontynuować, ale cichy głos wszedł mu w zdanie:
- Nie kłamałem. - Odezwał się unikając wzroku ojca niebieskooki. Spojrzał za to w oczy drugiej części Kuramy. - Nie kłamałem, oni naprawdę tacy są, po prostu… Nie dla mnie. - Nie dla potwora… - Dziękuję, lisku.
- Nie sądzę, że pozwoliłem ci się tak nazywać, bachorze. - Naruto zaśmiał się szczerze. To przypominało początki jego i Kuramy.
-Boże, gadasz jak Kurama. - Lis chciał powiedzieć, że zasadniczo nim jest, ale blondyn ciągnął: - Naprawdę dziękuję, Kuramo 2.0. - Sądził, że narobi mu kłopotów, uszkodzi, połamie, w najgorszym przypadku pozabija wszystkich, ale on zamiast tego zrobił coś, o co nikt by go nie posadził. Wymazał im pamięć, pozbawił ich wspomnień o prawdziwym Naruto, wszystkich prócz Kakashi'ego, cóż, Hatake i tak o wszystkim wiedział. Blondyn nie miał pojęcia, dlaczego lis zdecydował się mu pomóc pomimo jego wcześniejszych słów, ale był mu za to wdzięczny.
Bardzo, bardzo wdzięczny.
- To nie tak, że zrobiłem to dla ciebie. - Prychną lekceważąco. Co raz bardziej rozumiał, dlaczego jego druga połowa tak dbała o chłopca i po raz pierwszy od dłuższego czasu miał ochotę znów stać się z nim jednością. - To pożegnanie, głupi, nie szukaj mnie, nie mów też o mnie mojemu głupszemu Ja. Jeśli będzie cię pytał, czy czułeś się ostatnio ospały bądź traciłeś przytomność, potwierdź, nie powinien pytać o nic więcej.
Poczuł ukucie, ale uśmiechną się.
- Żegnaj, Kurama. - Lis znikną bez słowa, ale Naruto wiedział, że jeszcze wróci, że dane im będzie się spotkać.
Został sam na sam z ojcem i poczuł strach przed rozmowa która miała się odbyć. Gula w jego gardle urosła do rozmiarów które trudno było przełknąć, ale w końcu powiedział:
- Pytaj.
- Jak traktują cię mieszkańcy liścia? Kim jest dla ciebie lis? Kto się tobą zajmuje? Czy... Nienawidzisz Konohy? - Z każdym pytaniem przybliżał się do niego. Chciał wiedzieć, znać prawdę. Całą prawdę.
- Nie, nie nienawidzę wioski liścia, ale… Jej mieszkańcy mnie nie tolerują. To… nie takie złe, gdy wiesz jak się zachować. - Gdy wiesz, jak ich unikać. - Lis, Kurama jest mi bliski i wraz z innymi z wioski wiru pomaga mi. Pomaga mi od… prawie zawsze. - Zaśmiał się. - Obecnie to on się mną zajmuje i wraz ze mną oraz dwoma Hokage próbujemy zbudować dom w którym każdy będzie czuć się dobrze.
Nie nienawidził wioski liścia, nie mógł jej znienawidzić choć nie można powiedzieć, że się nie starał. Mieszkańcy jedynie ułatwiali mu zadanie, ale coś kazało mu myśleć, że w Konohagakure znajdują się osoby godne oddania życia jego ojca. Miał tam również drużynę, osoby które w przyszłości chciał nazwać przyjaciółmi.
Poczuł jak ramiona jego ojca obejmują go, mocno przyciskając do siebie. To było nieprzyjemne, ale mimo wszystko rozluźnił trochę ramiona.
- Przepraszam, przepraszam za wszystko, Naruto. - Chłopiec pokiwał głową. Nie chciał tego współczucia, nie chciał przeprosin.
Było na nie zbyt późno, już zdążył pogodzić się z myślą, że zawsze będzie nosić brzemię którym obarczył go ojciec. To było nawet w porządku: Naruto był nawet wdzięczny. Wdzięczny za Kurame.
- W zamian nauczysz mnie paru fajnych technik, Tato. - Odpowiedział mu śmiech. Cholernie sztucznym.
Komentarze
Prześlij komentarz