Głupek - Rozdział XL

Rozdział XL

    Jego niebieskie oczy odbiłaby płomień świecy i zdawały się być teraz bardziej niebieskie, niż zazwyczaj. Jego blada skóra naznaczona była bliznami, których Kurama nie mógł zliczyć, ale które zaczął skrupulatnie całować zaczynając od szyi, tworząc ścieżkę do miejsca trochę poniżej pępka. Blondyn zasłonił się lekko czerwieniąc na co starszy zachichotał. Chciał go, całego, teraz. Delikatnie poniósł jego rękę i położył mu ja nad jego głową przy okazji lekko dotykając ustami jego policzka. Blondyn się nie opierał, gdy czerwonooki zjechał ręka do jego miejsca dyskomfortu i bez namysłu zaczął jeździć po nim palcem odwracając jego uwagę długimi, namiętnymi pocałunkami.

    - Kurama... - Młodszy zaczął niewinnie skupiając uwagę lisa na swoich słowach. - Kocham cię.

~Kilka Dni wcześniej :]~

    Plan został ukończony a wojsko zebrane, ale gdy tylko przekroczyli bramę wychodząca na zewnątrz, dostrzegli ninja ubranych w czarne płaszcze z czerwonymi chmurami.

    - Akatsuki... - Blondyn wyszeptał po czym bez namysłu sklonował się. Musiał wydostać z wioski tych, któryż nie mogli walczyć i musiał to zrobić szybko. - Co was tu sprowadza?!

    Grał na czas, ci, który zauważyli jak jego mini wersję poruszają się pomiędzy nogami, wiedzieli, że muszą grać razem z nim.

    - Obawiam się, że wiesz, szanowny. - Pogardliwy i kąśliwy uśmiech ozdobił twarz jednego z nich, ale Uzumaki go zignorował. To nie był czas na wdawanie się w potyczki słowne, których skutków Naruto nie mógłby przewidzieć.

    - Dlaczego tu jesteście? - Zapytał ponownie trochę twardszym tonem dając im do zrozumienia, że nie zamierza odpuścić. Ktoś z hukiem zamkną bramę, a ktoś inny ją zapieczętował. Na chwile obecną mieszkańcy byli bezpieczni, pieczęci nie dało się złamać nawet posiadając pełne wsparcie ognistej bestii. Problem stanowiło jedynie to, że Akatsuki posiadało ich aż dziewięć. Naprawdę wątpił, by którekolwiek ze stworzeń zgodziło się pomóc, ale nie wykluczał takich możliwości. W końcu każda z nich była traktowana jak demony, a jeśli ich pojemniki je za wszystko obwiniały, odrobina ciepła mogła je przekonać. - Macie dziewięcioogoniastego który zapieczętowany był we mnie, czego jeszcze potrzebujecie?!

    - Potrzebujemy niejakiego Naruto. - Tłum zaczął szeptać. - I nie chodzi nam o Ciebie, szanowny.

    Był pod wrażeniem, że znali jego imię, ale spodziewał się, iż to lis je wydał. Niekoniecznie specjalnie. Często zdarzało mu się mamrotać jego imię przez sen. Blondyn uważał to za urocze.

    - W takim razie wybaczcie, ale nie jestem w stanie wam pomoc. W śród zebranych tylko ja noszę to imię! - To była prawda. Zauważył, jak jedna sylwetka minimalnie się poruszyła, a więc nie byli pewni. Nie wiedzieli gdzie przebywa druga część lisa którą wcześniej mylnie uważali za sojusznika. 

    - Wśród zebranych... A jeśli weźmiemy wszystkich, których znasz, znajdzie się taka osoba? - Znajdzie. Ostatnio w wiosce urodził się chłopiec który dostał jego imię. 

    - Tak, ale nie sądzę byście szukali miesięcznego dziecka. Nie sądzę byście mieli powód by szukać kogokolwiek. - Postać znów drgnęła potwierdzając jego słowa. - Słyszałem o waszych planach, są bardzo ambitne... Świat bez wojny, walczycie o naprawdę szlachetna rzecz, ale... Nie wszyscy walczycie o to samo.

    Jego wzrok przeszył najpierw niejakiego Tobiego w masce z spiralnym wzorem, a później na mężczyznę za nim, chowający swoje oczy za opaską. Madera. Osoba, która wywołała masakrę i zmusiła Kurame do podporządkowania się swojej woli. Naruto przeliczył ich, coś się nie zgadzało. Nawet jeśli odjąć Kurame i Orohimaru, pierwotna liczba członków zwiększyła się o pięć.

    - Skąd możesz wiedzieć? - Uśmiech pojawił się na twarzy blondyna w chwili gdy pytanie padło.

    - Ponieważ jest tu co najmniej sześć trupów, jeden człowiek, który wydaje się być odurzony i dwójka ludzi którzy w teorii są dawno martwi, ale pragną najpierw zrealizować swoje niszczycielskie plany. - Naruto potrafił odrzucić człowieka od martwiej osoby. Czakra bowiem była u martwić zaburzona, a on od niedawna ponownie dokładnie widział jej przepływ. - Wiem to, ponieważ zdążyłem was poznać.

    - Martwi? Dlaczego mielibyśmy używać martwych...

    - Jesteś gody miana demona. - Nigdy nie słyszał by ktoś powiedział to w geście komplementu. - Synu Minato, powiedz mi, czy chcesz zobaczyć swojego ojca?

    - Nie mogłeś tego zrobić. To niemożliwe. To nie powinno być możliwe. - Naruto cofną się o krok, gdy tylko zdał sobie sprawę do czego zmierza ta rozmowa. Jedna osoba w masce lisa zdjęła ją, a on zobaczył twarz swojego ojca.

    - Ja nie, ale mam pewnego węża, który był skłonny mi pomóc. Walczymy o pokój na świecie, mój drogi Naruto, twój ojciec by tego chciał. - Nie wtajemniczeni pozostali bez ruchu w osłupienie patrząc na mówiącego mężczyznę. Naruto rozejrzał się po zabranych i dostrzegł uśmiech, jak mniemał Paina. - Pomóż nam, oddaj nam tego który przysporzył ci tyle bólu.

    Blondyn zareagował zbyt szybko.

    - Macie go! Kogo jeszcze chcecie mi zabrać? - Naruto nie skalam w tej rozmowie ani razu, tym razem również nie kłamał, tym, który przysporzył mu ból był w rzeczywistości jego ojciec, a nie lis. Jednak nie czuł nienawiści do żadnego z nich z powodu trudności. To one go ukształtowały, a on lubił samego siebie.

    - Jesteś zbyt dobrym kłamcą, albo naprawdę nic nie wiesz, ale... Gdybyś naprawdę nie wiedział skąd byś znał nas tak dobrze, skąd byś wiedział gdzie iść, dlaczego miałbyś prosić o pomoc innych nie znając naszej siły? - Niebieskooki zniżył ton.

    - Jestem ostrożny. Zbyt bardzo boję się demonów przeszłości. Muszę być ostrożny. - To nie było ani prawdą ani kłamstwem. Naruto był ostrożny, ponieważ był i nic więcej, ale prawda było, że odkąd wrócił, jego ostrożność była przesadna. Tak jak brama, która potrafi powstrzymać dziewiecioognastą ognistą bestie, albo jak zostawianie broni przed wejściem do budynku kage i blokada czakry w nim. Bo Naruto był dzieciakiem któremu wyrządzono dużo złych rzeczy. Bo był tylko dzieckiem, które zgrywało dorosłego całe swoje życie. - Poza tym, obserwowałem was wystarczająco długo. Byliście silni i bez ognistych bestii, a teraz one są z wami. Jeśli którakolwiek z nich współpracuje, miałbym problem.

    - Współpracuje nie tylko jedna mój drogi. - I zobaczył, trójkę ognistych bestii, stojących spokojnie za nimi.

    - HA. Ha. Haha! hahah... ugh - Nie wiedział dlaczego zaczął się śmiać. Nikt nie wiedział. Naruto padł na kolana i przechylił głowę tak, by łzy zebrane w jego oczach nie wyciekły. - Przepraszam. Kurama. Przepraszam.

    Lis zwrócił na niego swój wzrok.

    - Proszę, chodź ze mną. Wiem, że tam jesteś. - Kurama był otumaniony, ale druga część jego duszy, ten, który ostatnio została dopuszczony do głosu i rozniósł wioskę, znajdował się poza jego ciałem i klątwa nie działała. Był otumaniony, ale nie rozszalały. - Jeśli ze mną nie pójdziesz...

    - Zmuszę cię, byś poszedł. - I dotkną pieczęci na brzuchu, która zaczęła palić jego ciało, przepaliła jego ubrania, odsłaniając liczne blizny. Yuko zachłysnęła się powietrzem i zaczęła dusić, nie potrafiąc poprawnie nabrać oddechu, Hatake przytulił ją mocno wiedząc jakie emocje nią targają.

    - Przepraszam. - I nagle jedna z ognistych bestii zniknęła, tak samo jak mężczyzna u jego boku. Naruto krzykną z bólu. Nagato zaczął atakować. Madera posłał umarłych. Hatake oderwał się i zaatakował Tobiego. Wszyscy dobrali swoich przecinaków tak, jak ustalili. Tylko Naruto został sam przeciwko wielkiej mocy osoby która odebrała mu rodziców. Czuł jak ten próbuje wyrwać z jego lisa, czuł to. Czuł rozdzierając ból. - Musisz postarać się bardziej.

    I walka się rozpoczęła.

~TERAZ~

    Czekając na odpowiedź lisa, który zdawał się obecnie nieobecny, w głowie Naruto pojawiły się negatywne myśli. Pospieszył się? Zniszczył wszystko na co pracował? Mogli w tej chwili się kochać ale Lis mógł uważać, że to tylko sex i nic więcej.

    - Naruto... - nie wiedział co powiedzieć, po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Kochał tego chłopca tak długo, ale w obawie przed zniszczeniem ich relacji... W obawie ze odbierze mu normalne, należne mu życie...

    - Nie ważne, zapomnij. - Naruto odsuną się i przechylił głowę w bok, by ten nie zauważył jego łez.

~Kilka dni wcześniej~

    - Tato! Otrząśnij się! - Naruto starał się przemówić do znajomych postaci by te zaprzestały służyć Maderze. - Dziadku to ja, Naruto!

    To nic nie dawało, albo wyglądało na to, że nie daje. Naruto jednak widział jak ich oczu zaczynają ślinić co oznaczało jasność umysłu i samokontrolę. Byli już w dużej mierze świadomi tego gdzie są i jak się tu znaleźli. Jego głos tylko pomagał im utrzymać się na powierzchni, bez niego już dawno uwolnili by w odmętach szaleństwa.

    - Naruto... Synu... - Minato zdołał wypowiedzieć dwa słowa padł na kolana. "Ty cholerny bachorze" Madera wyciekły się atakując jego umysł że zdwojoną mocą. - Naruto...

    - Tak, tato? - Blondyn zdobył się na uśmiech, co sprawiło, że Minato oprzytomniał i zamiast słuchać się rozkazów Madery, odwrócił się do syna plecami i zaczął odbijać ataki innych trupów.

    - Kupię ci trochę czasu, powinieneś w końcu nauczyć się przywoływać zwierzęta, które Ci podarowano, prawda?- "Skąd o tym wiesz" wzrok chłopca zadał pytanie, ale usta się nie poruszyły. Był Martwy, to oczywiście, że go obserwował. Lekki uśmiech wkradł mu się na usta. Cztery zwoje zostały wyjęte, a on splamił je swoją krwią. - Tak, teraz się skup, to nie najlepszy czas na uczenie się tego, ale nie sądzę byśmy mieli inny wybór...

    Mógł pomyśleć o tym wcześniej, wtedy miał by jakieś minimalne szanse na wygraną w pojedynkę. Nie liczył się z tym, że nie otrzyma wsparcia od dziewięcioogoniastego. Nie było żadnego planu b, nie było czasu na jego układanie.

    - No dalej... - To nic nie dawało. Patrzył jak jego ojciec mówi do trzeciego Hokage starając się go wybudzić, ale jedyne co uzyskał to zatrzymanie się ciała. - ... Nie pogrywacie sobie ze mną. Wiem, że słyszycie moje wezwanie. Jeśli nie chcecie tego kontraktu, to przyjdziecie mi to wyjaśnić.

    Jak na zawołanie bestie ukazały się mu. Ropucha, Wąż, Ślimak oraz jaszczurka. Wszystkie były niepoprawnie wielkie, a jaszczurka przypominała bardziej smoka, niżeli jaszczurkę.

    - Naruto Uzumaki-Namikaze... Dość długo ci to zajęło. - Mieli rację, Naruto nie mógł temu zaprzeczyć. - Oczekujesz naszej pomocy? Myślisz, że Ci jej udzielimy?

    - Och, nie, nie śmiałbym prosić... - Katana mędrca sześciu ścieżek została przyzwana. Naruto poczuł rozdzierający ból w klatce, ale nie był on na tyle ostry, by musiał się tym zmartwić. To jedynie niedogodność spowodowana ostatnią śmiercią i zmartwychwstaniem... Taki, można powiedzieć, efekt uboczny. - To rozkaz.

    Władza go zmieniła, stal się on dzięki niej bardziej stanowczy i zdecydowany, ale i nie ryzykował przecenienia swoich umiejętności gdy nie było takiej potrzeby. Władza go zmieniła, ale nie na gorsze, jak to miała w zwyczaju. Stanowisko przywódcy obarczyło go jeszcze większą odpowiedzialnością i zmusiło to stania się lepszym niż był wcześniej.

    - Myślisz, że możesz... - Ropucha urwała SWOJĄ wypowiedź w chwili, gdy Naruto przeciąg swój palec kataną i zbrudził krwią ostrze.

    - Nie myślę, ja wiem, że mogę. Odkąd ona mnie zaakceptowała mogę wiele rzeczy, ale nie stać mnie by trzymać ją zbyt długo, więc... Uwińcie się szybko.

    Tak zrobili, najpierw do jego styp padło martwe ciało jego dziadka, a później kolejne, należące do, jak mniemał, Rasy. Ojca Gaary. Później upadło kolejne, Hashirama, pierwszy Hokage. Ostatnim trupem okazał się być Tobirama.

    - Poddaj się, Madero, a oszczędzę twoje życie. - Śmiech starszego rozbrzmiał po polu bitwy.

    Później wszystko działo się niesamowicie szybko, Naruto z obrony przeszedł do ataku stawiając Uchihe pod ścianą, aż ten nie widzący wyboru przywołał Susanoo. Blondyn miał chwilę na rozejrzenie się, ale widząc swoich poległych towarzyszy, wypadł z rytmu.

    To była jego wina, ich śmierć, była tylko i wyłącznie jego winą. Ta wina sprawiła, że Narto dał się porwać emocją.

    - Nie powinieneś się rozpraszać. - Poczuł jak ostrze wbija się w jego ciało. Krew wypłynęła z jego ust a on zachłysną się tą, która pozostała. Uniósł spojrzenie wbijając je w oczy Madery. - To koniec.

    W jego sercu tkwiła broń, ale jego wzrok nie zelżał. Na usta w płyną mały uśmiech, ale nogi nie zdołały utrzymać go w pionie. Upadł, a chwilę później, jego serce przestało bić.

    Jego czakra dalej płonęła.


Komentarze