Rozdział XXII
Dzisiejszy rozdział dedykowany jest mojemu Kotu
Cały we krwi, z psychopatycznym uśmiechem na ustach szedł przez las. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że czas jest na wagę złota i im dłużej zwleka, tym większa jest szansa, że jako towarzysze zostaną wypatroszeni, ale mimo wszystko potrzebował odpocząć. Był na siebie wściekły, nie dlatego, że zabił człowieka, ale dlatego, że mu się podobało. Chciał płakać i śmiać się jednocześnie.
Chciał pokazać, że Go nie potrzebuje jednocześnie pragnąc jedynie jego ciepła. Dlatego niedługo po tym jak zabił tamtego człowieka, oblał się jego krwią. Krew też była ciepła a mu było wyjątkowo zimno.
- Ty! - Usłyszał rozpaczliwy krzyk Sasuke który wyrwał go z zadumy. Jeszcze żył? Uznał, że to dobrze. Lubił Sasuke. Sakure też lubił. Zależało mu na nich. - Ahg!!!
Jego tętno przyspieszyło, poczuł nagłe ukucie w klatce piersiowej i zdał sobie sprawę, że zależy mu na nich bardziej niż powinno. Nie obchodzili go ludzie z wioski, ale wierzył, że w wiosce liścia żyją osoby warte poświęcenia jego ojca. Tylko to powstrzymywało go przed wymordowaniem Konohy – powtarzał to w kółko jak mantrę, ale kłamstwo nigdy nie zapomniało, że jest jednie kłamstwem.
Zmusił swoje ciało do biegu. Biegł szybko, szybciej niż zazwyczaj. Zdał sobie również sprawę, że jego paznokcie zmieniły się w pazury a włosy zrudziały. Nie wiele brakowało, a emitował by demoniczną aurą.
Odnosiłby się czakrą dziewięcioogoniastego i niewiele by go to obchodziło, nie teraz.
Gdy wbiegł na polane zobaczył jedynie dużego węża pod którym leżało bezwładne ciało ostatniego Uchiha. Oddychał, jego zmysły były na tyle wyostrzone by mógł dosłyszeć jego ciężki oddech oraz szybkie bicie serca. Chciał mu pomóc, ale jego ciało nie ruszyło się, wtedy dotarło do niego, dlaczego. Naruto Uzumaki-Namikaze z całego serca bał się węży. Mogło się to wydawać dziwne i dziecinne, ale był to strach którego nie potrafił przezwyciężyć.
Trauma z dzieciństwa na tyle silnie zakorzeniona, że mimo że jego umysł zapomniał, ciało pamiętało.
- Co się stało, chłopcze?- Mężczyzna o bursztynowych oczach uśmiechną się do niego. Jego uśmiech był... Przerażający. Prawie tak samo jak wąż. - Czyżbyś bał się węży?
- Tak, straszliwie. - Przyznał bez ogródek co trochę zdziwiło sennina. Spodziewał on się raczej twardego "Nie" i zgrywania bezuczuciowego. A nie cichego, lekko drgającego głosu przyznającego mu rację. - Nazywam się Naruto Uzumaki-Namikaze, z kim mam przyjemność?
Zdziwiony wyraz twarzy przeciwnika napawał syna czwartego Hokage satysfakcją.
- Nazywam się Orochimaru, synu czwartego, pojemniku demona... - Widząc, że jego słowa nie przyniosły zamierzonego efektu, kontynuował. - Demonie z wioski liścia, twoje ciało również wygląda wspaniale, a twoje korzenie czynią cię jeszcze bardziej atrakcyjnym, ale niestety, nie mogę przejąć twojego ciała, więc wezmę sobie twojego przyjaciela.
- Cieszy mnie to, że zna mnie Pan tak dobrze, panie pedofilu, ale niestety nie mogę pozwolić Panu zabrać Sasuke ze sobą. Jest członkiem mojej drużyny, więc było by to niefortunne, gdyby teraz zaginą. - Jego oczy bacznie obserwowały ruchy węża. Bał się go, ale wiedział również, że nie może stać bezczynnie patrząc, jak ten będzie próbował zabrać ciało czarnowłosego dla swojego pana. - Och, jeszcze coś, panie pedofilu… - Wrócił wzrokiem do Orochimaru.
- Przestań nazywać mnie pedofilem. - Sykną.
- Dobrze, panie pedofilu. - Zrobił to by zobaczyć, jak Kurama zwija się ze śmiechu, ale zdał sobie sprawę, że lisa przy nim nie ma. Że ma ważniejsze sprawy niż zajmowanie się dzieckiem. - Wracając... lepiej będzie dla nas obu, jeżeli w tej chwile zostawisz Sasuke.
Naruto doskonale zdawał sobie sprawę z różnicy w sile. Orochimaru, w przeciwieństwie do niego, maił doświadczenie, moc i wiedzę. Niebieskooki natomiast miał tylko moc, która w połowie nawet nie należała do niego. Miał również trochę wiedzy, bo mimo, iż jego ojciec udał się odpocząć do krajany zmarłych przekazał mu wszystkie swoje techniki, pokazał sztuczki i nauczył prowokacji. Choć, tego ostatniego nie trzeba było go uczyć, lisi demon już dawno wparł mu to do głowy.
- Może i masz w sobie demona, a w twoich żyłach płynie krew odpowiednia by mnie pokonać, co może zrobić taki dzieciak? Co może mi zrobić najgorszy ze swojego rocznika, gdy niedawno pokonałem dwójkę najlepszych? - Może cię zabić, nie sam, bynajmniej nie normalnie, ale gdyby otrzymał pomoc od lisa i dobył by broni zamkniętej w pieczęci na jego nadgarstku, kto wie, jakby się to potoczyło.
- Możesz uznać mnie za szalonego, ale mam zamiar pokrzyżować ci plany. - Odpowiedział prawię szeptem.
- W rzeczywistości jesteś tak głupi jak mawiają. - Czarnowłosy jako pierwszy wykonał ruch którego Uzumaki ledwo unikną. Ta walka nie zapowiadała się dobrze
Naruto z kontratakował pozwalając sobie na użycie żywiołu ognia oraz Transformacja Jinchūriki, było to może głupie i lekko myślne, ale naprawdę chciał wypróbować ją w prawdziwej walce, a to starcie nadawało się do tego idealnie.
- Och, a cóż to? Nigdy nie widziałem czegoś takiego… - Przyznał z zainteresowaniem Sennin. Po czym wbił spojrzenie w drzewa z nim. - Czas już na mnie, synu Minato, spotkajmy się jeszcze i wtedy dokończymy nasz pojedynek.
Naruto nie do końca rozumiejąc wpatrywał się w znikającą postać Orochimaru, nie zamierzał go zatrzymywać, był pewien, że nie zdoła, więc pozostał na swoim miejscu z uśmiechem ulgi w frustracją w oczach. Nie zdołał by go pokonać, zginąłby próbując i… może trochę tego chciał.
- Weź to na pamiątkę - Rzucił w niego zwojem, który ten pochwycił bez zastanowienia. - Do zobaczenia następnym razem. - Dodał. Zwój nie był tak ciężki na jaki wyglądał, ale blondyn zgadywał, że jego wartość jest wielka, więc natychmiast, nawet na niego nie patrząc schował go do swojej pieczęci na drugim nadgarstku, trzymał w niej już dwa zwoje które miały utorować jego drużynie drogę do ukończenia tego etapu.
Westchną patrząc na nieprzytomnych towarzyszy i bez zastanowienia podszedł do Sakury biorąc ją na ręce. Naruszył strukturę drzewa które było puste w środku i umieścił tam delikatnie dziewczynie.
Sasuke skończył z siniakiem, ale zasłużył przez to jak lekkomyślny był.
Rozejrzał się po okolicy, było względnie bezpiecznie, na tyle, by mógł zająć się sobą. Pragną ciepłej kąpieli i ciuchów na zmianę, bo krew jego ostatniego przeciwnika zasychała już na jego włosach i bluzie. Nagle jego nogi ugięły się a on upadł zmuszony podparciem się na rękach.
Zabicie człowieka to nie coś, co powinno wywoływać w nas uczucie, żal świadczy o słabości a radość o tym, że z człowiek staje się jedną z gnid nie znających wartości ludzkiego życia.
Blondyn czuł się jak najgorsza z nich.
Komentarze
Prześlij komentarz