Głupek - rozdział XXVII

Rozdział XXVII

    Niedługo po zakończeniu egzaminu Kakashi udał się do gabinetu Hokage, by przedyskutować obecną sytuację i pieczęć na ciele jednego z jego uczniów. Nic nie wskazywało na to, by podejrzenia szarowłosego były błędne. To naprawdę była przeklęta pieczęć, która trawiła obecnie umysł Sasuke i pozwalała mu na zwiększenie swojej mocy. Nie wyglądała jednak tak, jak przeklęta pieczęć miała wyglądać. Składała się z sześciu łezek a nie trzech, jak zazwyczaj. Była inna i ta inność najbardziej niepokoiła byłego anbu.

    - Czy ktoś jeszcze ucierpiał? - Zapytał starszy z czystej ciekawości. Hatake przytaknął opowiadając o ranach Sakury. Nie były one duże, ale wolał o nich poinformować. - A Naruto?

    Zapytał Hiruzen. Hatake zmarszczył brwi, Hokage wypowiedział imię chłopca bez emocji i nie wiedział, czy to źle, czy może wręcz przeciwnie. Bez wahania odpowiedział:

    - Był wtedy gdzieś indziej, Sasuke wysłał go by zakopał zwój. Ominęła go walka. - Sarutobi westchnął niezadowolony. Kakashi wyczuł niechęć kierowaną do chłopca. Gdy pierwsze pytanie brzmiało raczej zwyczajnie westchnienie dało jasno do zrozumienia na co mężczyzna liczył. Kakashi pozwolił sobie na dodanie czegoś od siebie. - Jest podobny do ojca.

    Ta uwaga była zupełnie niepotrzebna, ale jednocześnie wydawała się równie ważna co wieść o Orohimaru.

    - Z wyglądu? Tak, cały Minato. - Przywódca wioski liście wiedział do czego dąży uczeń czwartego Hokage, ale jednoczenie nie dopuszczał do siebie wiadomości o jakimkolwiek podobieństwie. Ten głupi bachor miał być podobny do bohatera wioski? Oczywiście, Sarutobi uważał, że Minato był jeszcze większym głupcem wybierając na żonę tą kobietę, tą która nosiła w sobie demona, ale nadrabiał to wszystko swoimi genialnymi zdolnościami i łatwością w prowadzeniu. Gdyby okazało się, że Naruto jest tak samo dobry jak jego ojciec, Hokage miał by problem. Duży problem.

    - Nie tylko z wyglądu. - Gdyby drzwi się nie otworzyły, Kakashi z pewnością nie opuścił by tego pokoju bez wyjaśnień, ale dlatego, że się otworzyły, szarowłosy dostał rozkaz i pospiesznie udał się go wykonać.

~Jakiś czas później~

    Każdy członek drużyny siódmej był w dobrym humorze, Sakura mimo przegranej, Sasuke mimo zapieczętowania pieczęci również nie wydalał się być zawiedziony czy zły. Pieczęć dawała mu moc, a moc uzależniała i wszyscy wiedzieli, że był już uzależniony, wydawał się jednak całkiem rozluźniony i Naruto pozwolił sobie żywić nadziej na szybkie wyjście z sytuacji.

    Sasuke był lub zgrywał niewzruszonego, ale tak czy inaczej był już przy zdrowych zmysłach i to było najważniejsze. Ostatni Uchiha zaśmiał się nawet lekko gdy Naruto śpiewał piosenkę o tym jak to kocha Ramen. A Kakshi widząc, że wszystko idzie w dobrym kierunku zaśpiewał trochę zbyt piskliwym głosem piosenkę o warzywach. I szli tak, radośnie rozmawiając, do momentu, aż przed nimi nie pojawił się białowłosy Ninja. Naruto zajęło chwilę rozpoznanie go, ale gdy już dotarło do niego, że to naprawdę był on, jedyne czego pragną to go rozszarpać.

    - Witajcie dzieciaki, i ty, młody człowieku. Czy wiecie może, jak dojść do gorących źródeł? Dawno mnie tu nie było i trochę się pozmieniało.- Radosny ton głosu mistrza jego ojca był dla niego jak cios w twarz.

    - Tak, nie było cię tu z 12 lat. - Odparł Naruto tak cicho, że trudno było cokolwiek zrozumieć. Mimo wszystko Jiraiya doskonale usłyszał jego słowa.

    - Znasz mnie, chłopcze? - Uśmiechnął się dumnie wypinając pierś. Tak jakby to, że go zna było powodem do dumy. Tak naprawdę Naruto nie znał go ani nigdy nie widział na żywo. Wiedział jednak kim był. Kuramą przedstawił mu wszystkich jego "bliskich" gdy był mały. - Tak, masz rację to ja! Wielki Jiraiya! Chcesz autograf, dzieciaku?

    - Nie potrzebuje autografów od kogoś takiego jak ty. - Warknął ozięble. Sakura skrytykowała go, a Sasuke tylko prychnął. Kakashi już miał zamiar go uspokajać, gdy to dużo wyższy mężczyzna pochylił się nad chłopcem. Jego mimika się zmieniła, zrobiła się ostrzejsza, zdecydowanie nie przyjazna.

    - Myślisz, że kim jesteś, dzieciaku? - Naruto zamknął oczy. Wiedział, że jego tęczówki zmieniły kolor z niebieskiego na karmazynowy. Chciał powiedzieć, kim był, chciał wykrzyczeć mu w twarz, że powinien tu być i mu pomóc, że powinien bronić go, za każdym razem gdy tylko go atakowano. Powinien, ale uciekł. Jak tchórz, którym najwyraźniej był. - Co? Strach cię obleciał? Nie bój się tylko żartowałem...

    - Żartowałeś? Haha, pozwól, że też opowiem Ci żart. Był sobie mężczyzna który miał zajmować się dzieckiem po śmierci jego rodziców, ale mężczyzna uciekł sobie zostawiając dziecko same. Haha. Śmieszne, nie? - Nikt się nie zaśmiał, a białowłosy cofnął o krok. - Czy możecie nas zostawić?

    Hatake przytaknął popychając pozostałą dwójkę i mówiąc ciche "idziemy". Reszta drużyny nie protestowała widząc stan chłopca. Nie byli pewni, czy powinni go zostawić, ale postanowili posłuchać sensei'a.

    Gdy Naruto zauważył, że są już daleko, zaczął:

    - Powiedz mi... - Zaczął, jego słowa ociekały jadem. - Gdzie był ten mężczyzna, gdy dziecko było bite i poniżane? Gdzie był, gdy głodowało, było nie raz śmiertelnie chore oraz zamarzało z zimna gdy wrzucono je w środku zimy do lodowatej wody? Gdzie był gdy odmawiano mu dostępu do szpitala, sklepu, biblioteki. Gdy pijani mężczyźni grali w rzutki kunajami, używając go jako tarczy? Gdzie był...

    Głos mu się łamał, był co raz to cichszy. Chciał płakać, ale i krzyczeć, chciał uciec, ale i stanąć do walki.

    Nienawidził być tak rozdartym, nienawidził gdy ktoś widział go takim, ale było to coś, co jego chrzestny powinien zobaczyć, usłyszeć...

    - Powiesz mi, gdzie był? - Chłopiec nie rozumiejąc swoich uczuć założył swoją maskę i z uśmiechem spojrzała prosto w oczy żabiego mędrca. To wywołało jego szok.

    - Naruto ja... - Nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Miał przepraszać? A na co zdały by się tu przeprosiny? Miał szukać wymówek? Żadna nie była by zbyt dobra by mógł mu wybaczyć. A więc pozostała mu cisza. Jednak i ona nie wydawała się właściwa.

    - Znasz moje imię? To wspaniale! - Wykrzyknął najradośniej jak potrafił. Poczuł jednak ukłucie w sercu. Na masce pojawiło się pęknięcie w postaci pojedynczej łzy. - Ja nie znałem swojego imienia przez pierwsze kilka lat swojego życia. - Głos łamał mu się bardziej z każdym słowem. - Zawsze nazywano mnie potworem, demonem. Moje imię poznałem przy pierwszym spotkaniu z moim najlepszym przyjacielem, uratował mnie wtedy, wiesz? Ratował mnie zawsze kiedy tylko mógł, ale czasem nie mógł, i w tedy działu się rzeczy które sprawiły, że stałem się brudny.

    - Naruto ja... - Zaciął się ponownie nie wiedząc jak zareagować. - przepraszam, że mnie nie było, przepraszam, ale nie mogłem cię zabrać ze sobą... Przepraszam.

    - Nie mogłeś? Och, ależ nie musiałeś. Gdybyś tylko zapewnił mi ochronę, gdybyś chociaż wyjawił prawdę o moim pochodzeniu, wszystko, wszystko potoczyłoby się inaczej. - Nie był tego pewien, ale to nie miało znaczenia. Coś na pewno by się zmieniło. I to coś mogło by dać mu więcej niż to co otrzymał. Wystarczyło tylko powiedzieć "To jest syn Minato Namikaze, Naruto Namikaze. Minato umieścił w nim demona by chronić wioskę, chciał byście traktowali go dobrze ze względu, iż nie miał wyboru". Tyle by w pełni wystarczyło, Naruto nie wymagał nic więcej. - Nie przepraszaj, już na to za późno.

    Za późno o jakieś dwanaście lat.


Komentarze