Rozdział XXVIII
Po słowach Naruto na temat jego pochodzenia zapadła cisza, niezręczna i trwająca zdecydowanie zbyt długo. Z oczu chłopca zaczęły cieknąć łzy, nie kontrolował tego. Dał się ponieść emocjom, a teraz obwiniał się, że to zrobił. Nie lubił swojego człowieczeństwa, głupich przywiązań i przekonań, ale nie jednocześnie nie mógł tego porzucić. Był naiwnym, głupim człowiekiem za jakiego miała go druga połowa Kuramy. Chciał, naprawdę chciał, ale nie mógł.
- Naruto... - Nie wiedział co powiedzieć, jak dotrzeć do chłopca. Jak zadać pytanie by jeszcze bardziej go nie zezłościć.
Mimika nastolatka zmieniła się, na usta wpłyną uśmiech, a oczy zostały przetarte ręką.
- Jeśli chcesz dotrzeć do gorących źródeł, powinieneś skręcić w te stronę. Powodzenia oraz dowodzenia, Jiraiya-sama.- Naruto wyminął go, a przyjemniej próbował. Białowłosy zatrzymał go łapiąc jego ramię.
- Ile wiesz? - Zapytał z nutą niepewności. Przecież Hokage powiedział mu, że chłopiec do teraz żyje w nieświadomości, a sytuacja z przed chwili zdecydowanie temu zaprzeczała. Na pytanie odpowiedziała mu cisza. - Ile wiesz, Naruto Uzumaki?
- Wybacz mi, ale chyba nie masz prawa o to pytać.
- Proszę… - Jiraiya zaklną.
- Namikaze. - Rzucił. Uśmiech, mimo łez, nie zszedł z jego twarzy. - Wiem, wiem dużo, ale i tak nie wystarczająco.
Odparł melancholijnym głosem.
- W takim razie czy wiesz, dlaczego nazywają cie demonem? - Spokój bijący od blondyna był bardziej niż irytujący. Jiraiya miał ochotę zetrzeć mu uśmiech z twarzy, a spokój zastąpić tym, co dostał na początku. Może nie czuł by się teraz jak gówno, gdyby pojemnik dziewięcioogoniastego wyżył by się na nim za te wszystkie lata.
- Tak, ponieważ w moim wnętrzu mieszka mój przyjaciel. - Białowłosy zamarł. Jak miał na to odpowiedzieć, jak się zachować? Ten, kto wspierał blondyna przez te wszystkie lata był tym, który odpowiadał za śmierć jego rodziców. Demon, który zniszczył wioskę wychował syna bohatera. Czy była to jego wina? Czy, gdyby dotrzymał obietnicy, Naruto nie został by omamiony przez Potwora?
- Naruto, czy wiesz kto zabił twoich rodziców? - Chłopiec przytakną, a jego wzrok zrobił się nagle ciężki. Wiedział, a mimo wszytko dalej nazywał potwora przyjacielem? Nie mógł tego zrozumieć, wyobrazić… Postawił więc hipotezę i zadał pytanie. - Kto?
- Kurama, Kurama zabił moich rodziców. - Kim był "Kurama"? Odpędził tę myśl, ważniejsze było to, że lisi demon go okłamał, więc blondyn nie zdawał sobie sprawy, że potwór mieszkający w nim jest mordercą, że zabił tysiące.
- Twój przyjaciel cię okłamał, chłopcze. - Silił się na delikatny, współczujący ton. - To on ich zabił, to demon, bestia o dziewięciu ogonach, ten sam, on… Jedynie podaje się za twojego przyjaciela. - Spojrzenie chłopca się zmieniło, uśmiech zszedł z twarzy, a usta otworzyły się. Jiraiya spodziewał się, że usłyszy w głosie chłopca niedowierzanie, zaprzeczenie, a potem chłopiec oskarży go o kłamstwo, ale zamiast tego cichy, ale zdecydowanie ostry głos odpowiedział mu: "Nie nazywaj mojego Kuramy demonem". - O czym ty mówisz dzieciaku?
- Kim jesteś, by oczerniać mojego przyjaciela? Doskonale wiem, że zabił moich rodziców, wiem, że wybił połowie wioski, ale nie obchodzi mnie to, mam to gdzieś. On jako pierwszy potraktował mnie jak człowieka. - Odparł, ale widząc, że białowłosy chce coś powiedzieć, dodał. - Możesz być moim chrzestnym, moją rodziną, możesz być potężny, nawet niepokonany, możesz być bogiem, ale nigdy, nigdy nie będziesz w moich oczach choć porównywalnie tak dobry, jak On. Nie ważnie, co zrobisz, czy jak bardzo będziesz się starał.
- Możesz mnie nienawidzić, masz do tego prawo, ponieważ nie było mnie, kiedy mnie potrzebowałeś, ale zastanów się, ten potwór zabił twojego ojca i wybił połowę twojej wioski! - Białowłosy ledwo trzymał nerwy na wodzy. Nie nienawidził Lisa z całego serca, a cała ta sytuacja niszczyła go psychicznie. Sądził, że jak wróci uda mu się stworzyć więź z chłopcem i dopiero wtedy powie mu, prawdę, całą prawdę. Teraz było już na to za późno.
- Powiedz mi, jaki ojciec umieściłby w ciele dziecka powód nienawiści całej wioski? - Głos Naruto był spokojny, nie obwinia za nic Kuramy, nie nienawidził również swojego ojca. Po prostu bolała go cała ta sytuacja. Był już zmęczony.
- Minato cię kochał, Naruto, chciał byś chronił te wioskę. - Wiedział to, w końcu słyszał to dość często gdy jego ojciec go nauczał. Minato cały czas powtarzał, że Nauto jest kochany, chciany i, że nigdy nie zrezygnowałby z niego, nawet jeśli miałoby to doprowadzić do tego co się stało.
Naruto kochał swojego ojca i rozumiał jego decyzje.
Blondyn nie nienawidził tej wioski, nie nienawidził mieszkańców, ale nienawidził ich spojrzeń pełnych pogardy do jego osoby. Chciał umieć odpowiedzieć tymi samymi uczuciami, chciał, miał przecież swoją wioskę, wioskę którą wraz ze swoją rodziną i paroma innymi klanami odbudowali z gruzów, wioskę gdzie inność była akceptowana, ale z niewyjaśnionych powodów był przywiązany do wioski liścia, mimo wszystko.
- Nienawidzę ciebie i tej cholernej wioski, Kurama mógł zniszczyć ją doszczętnie. - Skłamał i nagle poczuł pieczenie na policzku, Jiraiya go uderzył. Młody Ninja cofną się szybko, gwałtownie obrzucając go wyzywającym spojrzeniem. - Jesteś taki sam, jak wszyscy.
- Jak śmiesz tak mówić smarkaczu!? Twój ojciec poświęcił życie by ratować konohagakure i jej mieszkańców, jak możesz być tak niewdzięczny!? - Za co miał być wdzięczny, za niezliczone blizny, za to, że go zgwałcono? Za to, że nigdy nie traktowano go jak człowieka? - Posłuchaj mnie, gówniarzu..!
- Co myślisz, że robisz? - Basowy głos przerwał wypowiedz starszego Ninja.
###
Kurama czuł jak emocje nastolatka buzują. To było bardziej, niż niepokojące, ponieważ chłopak powinien być teraz ze swoją drużyną. Co więc sprawiło, że jego pojemnik sięgną po jego moc? Kto był zdolny zniszczyć maskę nad którą Naruto pracował od dnia swoich narodzin? Odgonił te myśl, ważniejsze było, że przeciwnik wyniszczał resztki psychiki jego ucznia. Musiał coś z tym zrobić. Szybko.
- Zostawię was. - Rzucił ze zmartwieniem na twarzy. Nikt z jego podopiecznych nie zatrzymał go, nikt nie spytał o powód. Sam wyraz twarzy dał im odpowiedź na te pytania: Naruto był zagrożony. Ich sensie wyglądał tak samo gdy wrócił do wioski bez swojego przyjaciela u boku. Cały czas, ilekroć patrzyli w jego oczy, smutek od nich bijący był zbyt przytłaczający by można było utrzymać kontakt wzrokowy dłużej, niż kilka sekund. Uśmiechnęli się więc jedynie, Yuko tylko cicho szepnęła "Wracajcie razem, bezpiecznie" patrząc, jak Kurama znika.
Sam lis, nie zdający sobie sprawy jaką minę robi, po zobaczeniu jak jego Naruto został uderzony przez białowłosego sennina, nie mógł opanować swojego głosu.
- Co myślisz, że robisz? - Jego czerwone oczy skierowane były prosto na jego cel. Podszedł do niego powoli, stąpał cicho, ale z każdym jego krokiem, presja rosła. - Kim kurwa myślisz, że jesteś? I kto dał ci pieprzone prawo podniesienia na niego ręki?
Rudowłosy doskonale zdawał sobie z kim ma do czynienia, nie obchodziło go to. Gdy był już wystarczająco blisko, uderzył chrzestnego nastolatka pięścią w twarz. Ten, choć gotowy był zablokować cios, nie spodziewał się, że ten nadejdzie z taką szybkością i nie zdążył się uchylić, spluną krwią i przetarł wargę.
- Kim jesteś, że masz czelność bić mnie? - Odgryzł się sennin Lisi demon uśmiechną się, postawił uszy, pokazał dziewięć ogonów i z nieukrywaną dumą powiedział.
- Twoim katem.
Naruto wyczuwając miłe napięcie odezwał się najradośniej jak potrafił.
- Jiraiya-sama, pozwól mi przedstawić. - Naruto wskazał na lisa. - Oto mój przyjaciel, Kurama.
Komentarze
Prześlij komentarz