Rozdział XXXII
Nie był wściekły, och nie, daleko mu było też do smutku. Był zawiedziony., ale jego serce skutecznie nie pozwalało mu na okazanie żadnych emocji. Więc po prostu stał, w deszczu, zziębnięty, ubrudzony krwią i lekko poharatany. Stał i patrzył, jak osoby, które obdarzył zaufaniem oddalają się od niego. Wyklinają go, robią krok w tył i znikają. Tak po prostu. Jakby ich relacja z przed tego w ogóle nie istniała. Jakby byli sobie obcy, może rzeczywiście tak właśnie było. Może tylko on uważał ich za przyjaciół.
Może to jego wina, że myślał, iż są przyjaciółmi.
~Wcześniej~
Po dokładnym przemyśleniu i rozważeniu dwóch opcji, Naruto postanowił nie wybrać żadnej. Można było nazwać go w tej chwili głupcem, za odrzucenie dwóch wspaniały ofert, ale on naprawdę nie potrzebował teraz posiadać kontraktu. Oczywiście mężczyźni słysząc to oniemieli, Jiraiya miał jakieś uwagi, ale Kurama skutecznie go uciszył, twierdząc, że Naruto miał prawo do własnej decyzji. Co prawda, spowodowało to następna kłótnie, jakoby cokolwiek ów sprzeczka miała wnieść do ich życia, ale zakończyła się ona dość szybko, oczywiście wygrana Kuramy. Białowłosy sennin zaczął nawet podejrzewać, że lis ma coś wspólnego z klanem Uzumakich, i chodziło mu tu o charakter, nie o to, że obecnie Kurama był Uzumakim przynajmniej dla niewtajemniczonych.
Teraz jednak, gdy obaj mężczyźni stali obok siebie, udawali nieznajomych.
- Szanowni Kage. - Dwóch mężczyzn, jeden o włosach złotych, drugi o czerwonych jak ogień, stanęło niedaleko dwóch innych przywódców. Byli trochę spóźnieni, ale obchodziło ich to tak bardzo jak zeszłoroczny śnieg.
- Witajcie, cieszy mnie, że dotarliście bezpiecznie. - To nie tak, że spotkali po drodze kilkoro ANBU, zdecydowanie nie chcących bezpiecznie od eskortować ich do liścia, nie, to zupełnie nie tak, iż sam ich tam wysłał i był wściekły widząc, że krewniacy Naruto dotarli bezpiecznie.
Bez najmniejszej rany.
- Nie mogliśmy przegapić występu dzieciaków. - i zaprzepaścić szansy zobaczenia, co Kurama wymyślił tym razem - druga część zdania dodał w myślach, jeszcze przed ich wyjazdem do ich wioski wróciło siedmioro dzieci, tłumacząc, że ich lisi sensei wymyśla absurdalne zasady. Tylko Asia wstawił się za Sensei’em i mrukną, że rozproszył się i przez to dobrowolnie się poddał w przedmeczu. - Są jeszcze młode i z pewnością mają czas, ale sądzę, że walka z kimś z po za naszej wioski jest dobrym doświadczeniem.
- To prawda, chociaż nie mogę powiedzieć, że nie oczekuje po nich wygranej. - Kazekage wstał, przy przywitać nowo przybyłych. - Miło mi poznać przywódców wioski wiru.
W głowach Kage z wioski wiru zapaliła się czerwona lampka. Coś było nie tak. "Miło mi was poznać"? Czy przypadkiem wódz Sunagakure nie był pierwszym, który uznał istnienie ich wioski? Popatrzyli po sobie, a więc myśleli o tym samym.
- Nam również, Kazekage-sama. - Odparł niewzruszonym tonem przywódca Namikaze. Na jego twarzy nie było cienia podejrzliwości, tylko zimny spokój. - Hokage-sama, czy coś się wydarzyło? Wydaje mi się, że liczba ANBU została potrojona.
- Mieliśmy mały incydent z moim byłym uczniem, to w razie jego powrotu. - Wymamrotał. Nie było tajemnicą, że Sarutobi nienawidził kuzyna Minato, on sam specjalnie tego nie ukrywał. - Nie widzę z wami waszych Ninja, czy nie jesteście zbyt pewni siebie?
- Och nie, Kurama-sensei jest wystarczający by nas obronić. - Hioshi z głupawym uśmieszkiem wskazał drugiego "Uzuamki'ego" ręką. - Mimo, iż uczy dzieciaki jest najbardziej niebezpiecznym ninja naszej wioski.
Kurama zmierzył go spojrzeniem mówiącym "za dużo gadasz", ale jedynie uśmiechną się i ukłonił. Hiruzen rzucił jedynie ciche "to dobrze" i zajął się rozmową z Kage Suny.
W tym samym czasie Naruto gorączkowo krążył po korytarzu. Hatake i Sasuke się spóźniali, a to nie wróżyło nic dobrego. Naprawdę nie chciał by zdyskwalifikowali jego przyjaciela. Wiedział jak bardzo zależy mu na uzyskaniu tytułu, mimo, iż nigdy tego nie mówił. To po prostu był jeden krok bliżej jego celu, nie ważne jak paskudny by on nie był. Dlatego, gdy mieli już wychodzić na arenę, Naruto zaproponował, że to on pierwszy będzie walczył. Na nieszczęście, albo i szczęście dawnego przeciwnika Hiniaty, Naruto był zdesperowany by ciągnąć tę walkę. Obrywał, wstawał i lekko kontratakował, tak w kółko, co rozwścieczyło młodego Hyūga.
- Przestań się bawić i walcz! - krzykną. Miał prawo się irytować. Bo co z wielkimi słowami, i deklaracja, że wygra? Zapomniał o tym tak po prostu?
Neji'emu zależało na wygranej, na udowodnieniu swojej siły i pomszczeniu rodziny. Ale zależało mu również na tym, by dobrze wypaść. Jego wzrok powędrował ku górze na nieskazitelną twarz mężczyzny o rudych włosach i czerwonych oczach. Patrzył na arenę, naprawdę patrzył! Patrzył na niego, był tego pewien.
Musiał wygrać i pomścić ojca, zniszczyć trzon i objąć władze, ale nie mógł ukryć faktu, że od niedawna nie tylko to się dla niego liczyło. Neji żył dla zemsty, ale zwariowane uczucie którego doświadczył po raz pierwszy w życiu nakazywało mu jak najlepiej pokazać się przed osobą w której się zadurzył. Bo ten mężczyzna o nieskazitelnym obliczu stał się drugim powodem do życia.
Wzrok pojemnika demona powędrował za spojrzeniem kuzyna Hinaty.
- Gdzie się patrzysz? - Wy warczał Naruto zauważając, w co wgapia się brązowowłosy nie potrafił opanować uczucia irytacji. To był JEGO Kurama. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że Neji mu go odbierze. Nie, nieważne co, tak się nie stanie. Kurama był JEGO... przyjacielem. (rzadko się udzielam w ciągu rozdziału, ale mimo tego, iż to napisałam i tak uważam, że Naruto to idiota.)- Czy nie chciałeś walki? Czy nie mówiłeś, że mam przestać się bawić?
- Ty cholerny... - Tępo przyśpieszyło. Neji zaczął atakować ostrzej, ale i dokładniej niż wcześniej. To sprawiło, iż syn czwartego Hokage nabrał ochoty na odegranie się.
- Mówiłeś coś? - Naruto okrążył jasnookiego swoimi klonami, które w kulko powtarzały te same słowa lekko dezorientując Hyuge. Blondyn wykorzystał moment w którym wzrok brązowowłosego zgubił oryginał i schował się za pobliskim drzewem.
Nagle usłyszał w swojej głowie głos.
- Orochimaru to Kage Suny. - Przez szok, na chwile odciął się od rzeczywistości, ta chwila pozwoliła Neji'emu go namierzyć i zaatakować.
- Jesteś pewny? - Dopytał Kuramy. Lis fukną, co miało znaczyć, że gdyby nie był pewny, nie mówił by tego. - To dość problematyczne. Jak myślisz, co knuje?
- Zapewne coś, co ma zniszczyć tą wioskę. - Lis westchną, Naruto mimo, iż tego nie usłyszał ani nie zobaczył, był pewien, że westchną. - Moglibyśmy to tak zostawić. Problem sam by się rozwiązał.
- Nie. A co z tymi wszystkimi ludźmi? Co z Sasuke, Sakurą, Hiniatą, Panem Teuchi i jego córką Ayame? Co z Iruką, Konohamaru i resztą tych zabawnych dzieciaków? Skoro zaplanował to ten wąż, nie przeżyją. - Kurama ponownie westchną.
Wiedział, że jego podopieczny ma racje, zapewne dzisiejszy dzień bez ich pomocy będzie dniem ich śmierci.
- Dobrze, przekażę twoja decyzję Kage, mój głupi Uczniu. - Naruto zamyślił się ponownie, przez co Neji oberwał trochę za mocno i spluną krwią. - Zwracaj uwagę, na go co robisz, mogłeś go zabić, głupi.
- T-tak! - Przytakną choć wcale nie zastosował się do polecania dalej pogrążając się w swoim umyśle. Walka jednak trwała dalej, a im bardziej Naruto odpływał, tym mocniej Hyuga obrywał. Kuzyn Hiniaty ledwo stał na nogach.
- Cholera by cię! - Coś strzeliło a potem ktoś padł nieprzytomny na ziemię. Był to nikt inny jak Hyuga, który postanowił ponownie wykonać morderczy cios, tym razem na Naruto, ale tym razem nikt nie zareagował wystarczająco szybko by go zablokować. Na szczęście, ale niestety na szkodę dla blondwłosego chłopaka, Naruto sam sobie z nim poradził, blokując cios kunajem, wbijając go w brzuch drugiego nastolatka. Ból pozbawił go przytomności.
- ... No i się doigrałeś. - Kurama przerwał ich połączenie.
Komentarze
Prześlij komentarz