Rozdział XXXVIII
Po pewnym czasie atmosfera przestała być napięta. Starsi rozmawiali ze sobą swobodnie, a Yuko i Naruto zaczęli zaczepiać Sai'a, bo tak miał na imię tajemniczy chłopak. Jednak wraz z wejściem Kuramy, wszystko ucichło.
- Naruto, Gaara prosi o pomoc. - To było poważne. Bardzo poważne skoro lis znieważył etykietę w towarzystwie obcych.
- Ilu mamy tam ludzi? - Naruto poderwał się z siadu. Wiedział o dwóch młodszych oddziałach, ale podejrzewał, że znajdowali się tam też inni mieszkańcy wioski wiru.
- W sumie 10, liczba wrogów to pięć, ich zamiary... Na pewno chcą odbić towarzysza, ale nie sądzę by zrezygnowali z mojego brata. - Krótka wymiana zdań przebiegła w trakcie wychodzenia z domu. Udali się do lochu po więźnia, mógł być ich karta przetargowa.
- Zabiorę was, ale jeśli będziecie przeszkadzać, nie zawaham się was porzucić. - Yuko i Hatake zostali, jako przedstawiciel klanu Hatake, Kakashi został zobowiązany do zwołania rady, a Yuko miała za zadanie zmobilizować ochronę wioski na wypadek, gdyby po nieobecność Kage chciano ich zaatakować.
Naruto uśmiechną się lekko, uderzenie serca później, byli na miejscu. Kilka sekund zajęło im wyciągnięcie broni, blondyn nie wahał się sięgnąć po czakre lisa i jego postać zaczęła emanować żółtym światłem. Oczy stały się czerwone, a włosy rozwiał wiatr. Na ustach pojawił się psychopatyczny uśmiech.
Walka się rozpoczęła.
Potyczka trwała zdecydowanie dłużej niż Naruto przypuszczał, ale w rezultacie nie miało to znaczenia. Przeciwnicy zostali pokonani i związani, zostało im tylko odnaleźć Gaare.
- Musi gdzieś być. - Wymamrotał do siebie zaniepokojony zniknięciem sojusznika. Szukali go wszędzie, ale nikt nie mógł choćby wyczuć pozostałości jego czakry. - To nie możliwe, by znikną.
I wtedy zdał sobie sprawę, że to naprawdę było możliwe, a on wpadł na pomysł, jak go znaleźć.
- Pilnujcie ich, proszę, pójdę pomoc w poszukiwaniach. - Mówiąc to znikną.
- Ten matołek...! - Sakura fuknęła i z furią odwracając się na pięcie, odeszła. Nie chciała tu przychodzić. Nie chciała znów go spotykać. Czuła do niego obrzydzenie. - Co ty w ogóle w nim widziałaś?
- J-ja... - Hiniata poczerwieniała. - Widziałam w nim człowieka o wielkim sercu i dużym poczuciu humoru. Trochę irytowało mnie, że bywał wiecznie uśmiechnięty i szczęśliwy, nawet jeśli coś mu nie wychodziło. Zawsze był beztroski, wiecznie mu tego zazdrościłam, rodzice nie pozwalali mi z nim przebywać, więc trzymałam się z dala, jednak raz... Wyżaliłam mu się był pierwszym, który przejął się moim problemem. Był jedynym który słuchał moich żalów i nie pocieszał mnie słowami "Wszystko będzie dobrze" a robił poważna minę, która nigdy my nie wychodziła i rzucał, jakby od niechcenia, ale głosem śmiertelnie poważnym: "Jeśli jeszcze raz ci coś zrobią to tak ich spore że...", a gdy naprawdę to zrobił, widziałam, że jego rany są poważne, ale on mimo bólu dalej uśmiecha się niewinnie jakby na niego nie zważając z głupawym uśmieszkiem szepcząc: "a nie mówiłem?". Widziałam w nim swojego wybawcę, mojego księcia. Jednak, gdy tylko zobaczyłam czym jest na prawdę... Chciałam go zaakceptować, ale tak bardzo się bałam... On bez skrupułów zabijał ludzi, bez po hamowania odrywał lub odcinał im głowy. Widziałam wtedy jego twarz, jego prawdziwy, psychopatyczny uśmiech. Bałam się go do tego stopnia, że ze strachu skamieniałam, nie potrafiłam nic powiedzieć, ponieważ demon który wtedy przede na stał wydawał się prawdziwszy niż mój książę. Bałam się tego demona, po prostu się bałam.
- Czy dalej się boisz...? - Kurama zaskoczył ich wszystkich. Hiniata cofnęła się o krok, przepraszając. Nic się nie zmieniło, choć bała się go trochę mniej, trauma pozostała. - Wiesz, pamiętam moment, w którym powiedział mi, że chce cię uratować. Chwilę temu sprali go jacyś faceci i mimo mojego szybkiego leczenia, niektóre rany pozostały. Myślałem, że oszalał. Naruto nie był chłopcem, który zrobił by coś dla innych. Zbyt wiele razy go zraniono by choć rozważał pomoc, jednak wtedy biła od niego determinacja. Wiesz, Hiniato, byłaś jego pierwsza przyjaciółką, byłaś jedyna ludzka istotą która uważał za przyjaciela. Jedyna która potrafiła w tamtym czasie go dotknąć po za Iruką. Mieliście wtedy po 5 lat, Naruto mimo treningu był jedynie małym chłopcem, ale, ku mojemu zdziwieniu, był na równi z starszymi od siebie chłopakami, którzy cię gnębili. To była krwawa bójka, nie jeden miał złamaną rękę, ale i Naruto nie wyszedł bez szwanku. Wspomniałaś, że wydawał ci się poważnie ranny... Jego żebra były złamane, a jeden z odłamów przebił płuco. Naruto powinien wtedy umrzeć, ale udało mi się utrzymać go przy życiu, kazałem mu nie mówić, ale on z uporem maniaka postanowił wygadać się tobie. Nie widziałaś go później tydzień. Cały ten tydzień wraz z Hatake, który, jeśli nie miał misji, zawsze był obok by zająć się dzieckiem swojego mistrza, walczyliśmy o jego życie. Spytałem, czy żałował, ale on odparł, że za przyjaciół zejdzie do piekła i... Naprawdę to zrobił. Pokazał wam mnie z nadzieję na akceptację, pokazał siebie z nadzieją na zrozumienie. Nie liczył na wiele, wystarczyło po prostu przemilczeć temat. Nie musieliście być jego wsparciem, wymagał jedynie waszej obecności... Wiedzcie, że was nienawidzę, ale dla Naruto zawsze pozostaniecie kimś. Nie ważne jakby temu zaprzeczał. Boli go wasza obecność, a raczej fakt, że nie może porozmawiać z wami jak za dawnych lat, więc proszę jedynie, jeśli nie chcecie się z nim pogodzić, ale o nie możecie powstrzymać strachu i obrzydzenia, odejdźcie. Nie pozwolę ponownie go zranić.
- Panie Kuramo ja... - Hiniata odezwała się by przeprosić, ale rudowłosy ją uciszył.
- Pójdę już...
- Kurama. Pomóż mi. Proszę... - Wyczuł w jego głosie, że coś jest nie tak. Chwilę potem zobaczył chłopca tulącego zimne ciało Gaary. - Kurama O-on...!
Kurama padł na kolana obok niego przyciskając do siebie głowę chłopca. "możesz płakać" brak reakcji oznaczał, że chłopiec wyprał uczucie smutku. "Możesz płakać, Naruto".
Naruto nie potrafił płakać. Nie mógł myśleć o niczym innym niż przywróceniu Gaary. Nie mógł, nie chciał. Jego przyjęcie nie mógł od tak odejść. Ilu miał jeszcze stracić?! Dlaczego ich tracił?! Jakim prawem spotykało to tak często?!
- Gaara... Nie! - Blondynka padła przy nim dotykając głowy brata. - Nie, nie, nie, nie! Nie możesz! Gaara, nie!
Jej przeraźliwe krzyki wzbudziły ciekawość wszystkich którzy szukali. W krotce zebrał się tłum. Po środku tego wszystkiego siedział blondyn, o pustych oczach trzymający ciało ich Kage, a obok niego siedziała blondynka, która wszyscy znali delikatnie przytulając głowę swojego brata. Był to obraz przepełniony rozpacza.
- Odsuńcie się! - Starsza kobiet wyszła przed szereg. - Zróbcie miejsce, pozwólcie mi go ujrzeć!
- Och, mój chłopce... - Zaczęła ciężko. Uklęknęła przy nim. - Przepraszam, że umieściłam w tobie ognistą bestie. Wybacz mi, że do tego doszło...
Kobieta nie mówiła długo, rzucała krótkie zdania które mogli zrozumieć tylko nie liczni, aż w końcu zapytała Naruto:
- Zadam ci pytanie, chłopcze i proszę byś odpowiedział szczerze. Jeśli miałbyś wybrać, czy przeżyje ja, czy on, kogo byś wybrał? - Cicha pozwoliła, by i jego była drużyna, która przyszła tu chwilę temu, usłyszą odpowiedź:
- Wybrałbym go. - Dla przyjaciół zszedł bym do piekła, by ich ochronić poświęcił bym życie setek. A kilka chwil temu uwiadomił sobie, że nawet jeśli nie chciał mieć więcej przyjaciół, Gaara był jego przyjacielem.
- Lubię Cię, szanowny. - Kobieta uśmiechnęła się. - Obiecuje Ci, że przywrócę go do życia, ale ktoś o silnej czakrze musi zostać naszym łącznikiem.
- Zrobię to. - Odparł Naruto bez wahania.
###
- Gdzie nasi nie kompetentni goście? - Przez fakt, że młodsza grupa odeszła zobaczyć widowisko, Akatsuki nie dość, że zdobyło ognistą bestie, to także odbiło towarzyszy i uciekło.
- Przez to, co zrobiłeś, postanowili uniknąć kolacji i położyć się wcześniej. Iruka i Jiraiya dalej śpią. - Dobrze, że żyli. Gdyby zginęli tylko dlatego, że młoda grupka jak dzieci poszła sobie pooglądać widowisko, Naruto rozszarpał by byłą drużynę na strzępy. Odgonił te myśli i odparł:
- Co takiego zrobiłem? Doskonale wiesz, że kobieta poświęciła by się nie ważne co bym powiedział. Po prostu byłem szczery, ona wymagała ode mnie szczerości. - Chłopak wziął łyka alkoholu.
- Tak, wiem, nie uważałam, że podtapiałeś źle. Bycie szczerym to dobra cecha, a tamta kobieta doceniała szczerość na tyle by uśmiechnąć się mimo sytuacji. Dobra robota, Naruto. - Delikatnie poczochrał go po włosach i wyszedł do ogrodu.
Chwilę później zjawiła się Hiniata. Ubrana dość wyzywająco by Naruto zaczął przeczuwać najgorsze. Weszła cicho do jadalni.
- Naruto-kun ja... Przepraszam. - Po raz pierwszy usłyszał, że się nie zająknęła. Blondyn pozwolił jej usiąść przy sobie. - Wiem, że bardzo cię zraniłam. Wiem, że zwykle przepraszam nie wystarczy, ale... Ja naprawdę cię kocham. Kochałam cię odkąd sięgam pamięcią. Mój strach jest mniejszy niż moje uczucia do siebie, więc proszę, zaakceptuj mnie!
Pocałowała go. Kurama który usłyszał szmery właśnie otworzył drzwi, a później równie szybko je zamkną. Do oczu napłynęły mu łzy. Naruto widząc to stracił dziewczynę. Jak miał mu wytłumaczyć, że tego nie chciał? Jak powiedzieć, że nic do niej nie czuję? Jak ubrać w słowa jego uczucia, które tak długo tłamsił?
Lis uciekł, Naruto bez wąchania ruszył za nim, ale zatrzymała go dziewczyna.
- Naruto-kun ja...
- Zamknij się. Nie obchodzi mnie, co do mnie czujesz. Za późno, na wyznawanie uczuć. Chciałem być twoim przyjacielem, nie kimś więcej. Moje serce należy już do kogoś, więc zabierz swoją rękę, i nie pokazuj mi się na oczy. - Hiniata wybuchła płaczem, ale on pobiegł za lisem. Musiał go dogonić, wyjaśnić... Jednak lisa nigdzie nie było.
###
Szukał go długo, na tyle długo by dowiedzieć się, że Akatsuki zdołało go pojmać. Uświadomił sobie w tedy, że mieli już wszystko, co było im potrzebę, ale uświadomił sobie również, że Kurama zniknie, jeśli im nie przeszkodzi. Gdy opracowywał plan, do bram wioski zapukał ktoś z uszami i ogonami, ale o lekko ciemniejszych włosach, niż Kurama.
- Nie poznajesz mnie? Cóż za szkoda. Sądziłem, że swojego ukochanego poznasz zawsze. - Zrozumiał. Wzrok nie plątał mu figli. To naprawdę był lis, przynajmniej jego część. - Brawo, wygrałeś zupełne nic, a teraz... Co ja ci mówiłem o ranieniu drugiego mnie?
- Nie chciałem. - Zaczął, fakt, ze byli obserwowani przez szóstkę ludzi nic nie znaczył. - Ja naprawdę...
- Wiem. - Gorsza część Kuramy objęła go. - Po prostu moja głupsza część nie potrafi tego dojrzeć. Cholera, owiną sobie ciebie w okuł palca i nawet tego nie zauważył. Oj, dzieciaku, naprawdę mi przykro, musiałeś czuć się samotny... - Ręka lisa powędrowała w dół po jego klatce piersiowej. - Jeśli chcesz, mogę ten jeden raz cię zadowolić, no wiesz...
- Zboczeniec. - Rzucił cicho łapiąc jego rękę zanim ta dotarła do miejsca do którego zmierzała. Druga część lisa, nie zaważając na sporą widownie postanowiła wyjaśnić, co miała na myśli poprzez zadowolenie blondyna, obejmując go w tali i delikatnie wgryzająca się w jego szyje. Blondyn jękną, ale oprzytomniał chwile później, szybko się od niego oddalając. Złapał za krwawiący fragment szyi.- Napalony zboczeniec!
- Oj, daj spokój, Naruś, wiem, że tęskniłeś. - I może rzeczywiście tak było.
Komentarze
Prześlij komentarz